Powtórki jednak nie będzie i zarówno Unia Europejska jak i angielski związek piłkarski muszą poszukiwać dróg wyjścia z nielichego labiryntu. W pierwszym kroku premier David Cameron powinien bez zbędnej zwłoki uruchomić przewidzianą w art. 50 Traktatu z Lizbony procedurę wyjścia ze Wspólnoty. Musi być dla niego jasne, że dopiero po tym będą mogły zacząć się negocjacje o warunkach "rozwodu" oraz przyszłych relacjach pomiędzy Unią, a Wielką Brytanią. Odwrotna kolejność – najpierw rozmowy, a później rozstanie nie wchodzi w rachubę.
Kolejny ruch to rozpoczęcie debaty nad przyszłością Unii w nowych okolicznościach. Spór i konflikt w tych sprawach jest pewny. Będzie się on ogniskował wokół koncepcji "Europy dwóch prędkości", a właściwie „dwóch jakości”. W praktyce kraje strefy euro weszłyby na poziom unii politycznej, podczas gdy pozostałe zatrzymałaby się na obecnym etapie integracji. W takim przypadku strefa euro miałaby własny budżet, a nawet własny parlament oraz silnie zintegrowaną politykę gospodarczą, fiskalną i zagraniczną. Czy to jest możliwe?
Najzupełniej. Dla liczących się liderów unijnych Wielka Brytania stanowiła od dawna przeszkodę w pełniejszej integracji i ta kotwica została właśnie zerwana. Wśród krajów spoza strefy euro nie ma nikogo, kto mógłby przejąć pozycję liczącego się lidera będącego przeciwwagą dla Francji, czy Niemiec. Lidera, którego się uznaje, a nie który sobie tę rolę przypisuje. Jeśli zatem podział na dwie jakości stanie się faktem to Polska bez niepotrzebnego hamletyzowania powinna podjąć starania, by się znaleźć we właściwym miejscu, z szybkim wejściem do Eurolandu włącznie. Wiem, że temat euro jest w naszym kraju niepopularny, ale też rządzące od 2005 roku prawicowe ugrupowania nie zrobiły nic poza ogłaszaniem kolejnych dat wprowadzenia euro. Tymczasem wśród 10 krajów, które wraz z Polską weszły do UE w dniu 1 maja 2004 roku tylko w trzech nie wdrożono euro: w Polsce, Czechach i na Węgrzech. W debacie Polska mogłaby zaprezentować pomysł rewizji kryteriów z Maastricht dotyczących warunków przystąpienia do obszaru euro. Ponieważ część krajów strefy euro nie spełnia tych kryteriów i nie jest w stanie do nich wrócić w najbliższym czasie, wymaganie ich od Polski jest najzwyczajniej dyskryminujące.