Leszek Miller: Buszujący w sklepach

2011-03-30 12:45

Jarosław Kaczyński poszedł do sklepu i wydał pięćdziesiąt pięć złotych. Nie tyle poszedł, co pojechał limuzyną z szoferem i ochroną 15 km od miejsca zamieszkania i 8 km od miejsca pracy. - Za naszych rządów to samo kosztowało dwa razy mniej - stwierdził z oburzeniem, pakując zakupy i patrząc wymownie w obiektywy licznych kamer.

Skąd prezes to wie, skoro nie był w sklepie od lat? Tak przynajmniej twierdzą dziennikarze, którzy przepytali sklepikarzy blisko jego domu na warszawskim Żoliborzu. Żurnaliści zachowali się wrednie, bo poszli do innego sklepu, kupili dokładnie to samo i zapłacili tylko o siedem złotych więcej niż cztery lata temu. Udowodnili więc, że klient Kaczyński nie wie, że ceny za to samo są w różnych miejscach różne, gdyż działa mechanizm stary jak świat: popyt, podaż, lokalizacja, konkurencja.

Patrz też: Ekspedientka ze sklepu obok domu prezesa PiS: Nie pamiętam kiedy Kaczyński robił ostatnio u mnie zakupy

Prezes najwyraźniej zatrzymał się na etapie WSS Społem, MHD i centralnie ustalanych cen. Wydaje mu się, że krzycząc o drożyźnie, nabije sobie punktów. Wszyscy są wściekli na rosnące ceny, ale tylko były premier zdaje się nie rozumieć, że w świecie globalnego handlu, swobodnego przepływu towarów, międzynarodowych interesów i giełd, nawet polskie kartofle podlegają wspomnianym wyżej prawom rynku i nic do tego nie mają premierzy, ministrowie i szefowie partii.

>>> Wszystkie felietony Leszka Millera

Ceny reagują dziś na notowania ropy, trzęsienia ziemi, susze i powodzie, a nie na polecenia ministra rolnictwa czy handlu. Czas, kiedy decyzja o niewielkiej podwyżce cen mięsa wykończyła Władysława Gomułkę, minął 40 lat temu. Tyle mniej więcej dzieli prezesa Kaczyńskiego od współczesności, zresztą nie tylko w dziedzinie handlu detalicznego. Były premier buszujący w spożywczaku napomknął coś niezręcznie o sklepach Biedronki i natychmiast wywołał reakcję obecnego szefa rządu.

- Moja rodzina i znajomi kupują w Biedronce - oświadczył Tusk. Pochopnie jak się okazało, bo dziennikarze "SE" poszli tym tropem i nic… Tak jak Puchatek, który im bardziej zaglądał do środka, tym bardziej nie widział tam Prosiaczka, tak sprzedawcy i klienci nie widzieli Tusków w Biedronce. Oczywiście, w tej najbliższej - 700 metrów od domu, bo przecież trudno wykluczyć jakiś mały nabytek w innym sklepie największej sieci handlowej w Polsce. Z akcji premierów najbardziej zadowoleni są szefowie Biedronki. Nagle ich pawilony stały się trendy. Trzeba dostawiać nowe kasy, bo obciachem jest nie robić tam zakupów. Co innego właściciele sklepu, w którym Kaczyński złożył gospodarską wizytę. Ci łapią się za głowy, bo cały kraj już wie, że to interes wyjątkowo drogi.

Wygrana jest też Boża Krówka - sympatyczny owad, który jest w kropeczki i to chwali sobie. Nie powinno umykać uwadze, że skrzydlaty stworek spełnia wiele pożytecznych czynności. Nie tylko zjada okropne mszyce, tarczniki, wełnowce i czerwce, ale także służy do transportu pieczywa, o czym świadczą popularne strofy: "Biedroneczko, leć do nieba, przynieś mi kawałek chleba". Króluje też na wielu dyskotekach, zwłaszcza poza wielkomiejskimi centrami, jak chociażby w utworze o plastikowej biedronce. Czy ktokolwiek w weekendowy gorący wieczór może oprzeć się urokowi tanecznych rytmów i prostych słów: "Do biedronki przyszedł żuk, w okieneczko stuku puk, a biedronka cicho chrząka, spieprzaj żuczku, spieprzaj żuczku, ja mam bąka"?