– To zaczęło się ponad tydzień temu, w poniedziałek. Gdy wrócił z leczenia w Busku Zdroju. Andrzej jest nie tylko członkiem Stowarzyszenia Represjonowanych w Stanie Wojennym, kolegą z czasów pierwszej „Solidarności”, ale moim przyjacielem, więc byliśmy z sobą w stałym kontakcie. W tamten poniedziałek zadzwonił do mnie i powiedział, że bardzo się źle czuje. Ma kłopoty z oddychaniem i bardzo wysoką gorączkę. Poradziłem mu, by wezwał pogotowie. Mówię mu: masz covida. Andrzej nie dopuszczał wtedy tej myśli do siebie. Jest publiczną tajemnicą, że jest, delikatnie to określając, sceptycznie nastawiony do szczepień przeciw COVID-19. W dwa dni później poddał się testowi. Wynik – pozytywny. Wtedy powiedział mi: a może mogłem się jednak zaszczepić? Mówiliśmy mu już wcześniej: Andrzej, zaszczep się. On trwał przy swoich poglądach… Co tu mam mówić? Stało się, co się stało. Dziś (30 listopada – przyp. SE) zadzwoniła do mnie żona Andrzeja. I Basia mówi: płuca Andrzeja w 80 proc. nie pracują. Chyba nie muszę wyjaśniać co czułem. Mam nadzieję, mam głęboką nadzieję, że Andrzej z tego wyjdzie. Oby tak było! - relacjonuje nam Eugeniusz Karasiński, przewodniczący Stowarzyszenia.
Jeśli mechaniczna wentylacja nie będzie skuteczna, to chory prawdopodobnie zostanie podłączony pod sztuczne płuco, ECMO. To procedura, która nie leczy, ale może uratować życie. Zwana jest także terapią ostatniej szansy. Nie wdając się w techniczno-medyczne szczegóły EMCO jest odpowiednikiem protezy serca/płuc. Maszyneria natlenia krew i eliminuje z niej zabójczy dwutlenek węgla. W teorii, a często w praktyce, pozwala na pracę tych narządów tylko do czasu, gdy dochodzi do poprawy ich funkcjonowania, skutkiem czego jest samodzielna ich praca. Pacjent pod ECMO może przebywać tygodniami. Rekordzista przebywał (w Polsce) pod EMCO 140 dni. Miejmy nadzieję, że nie trzeba będzie jej stosować i Andrzej Rozpłochowski wyjdzie z choroby.
Polecany artykuł: