"Super Express": - Czego spodziewa się pan po odkrytych w IPN dokumentach dotyczących działalności Czesława Kiszczaka w polskiej misji wojskowej w Londynie w latach 40.?
Lech Kowalski: - Myślę, że każda nowa informacja dotycząca osób takich jak Jaruzelski czy Kiszczak jest na wagę złota. Generałowie chcieli przejść do historii na swoich zasadach. W rozmaitych wywiadach i kłamliwych książkach generałowie próbowali z jak najlepszej strony przedstawić swoją służbę w PRL. Na szczęście pojawiają się takie materiały, jak te ujawnione przez prof. Cenckiewicza.
- Dokumenty dotyczą roli Kiszczaka w Polskiej Misji Wojskowej w Londynie. Jaką rolę wtedy odegrał?
- Czesław Kiszczak w Londynie odegrał niesłychanie negatywną rolę. Okresowi temu poświęciłem cały podrozdział w biografii mojego autorstwa. Wtedy jednak dysponowałem zaledwie kilkoma dokumentami, Sławomir Cenckiewicz dokopał się do materiału znacznie szerszego. Ale już na podstawie materiału, którym dysponowałem, wiadomo było, że Kiszczak w Londynie nie zajmował się pomocą polskim żołnierzom w powrocie do kraju, ale inwigilacją tychże żołnierzy. Rozpracowywał ich, słał meldunki do Zarządu Głównego Informacji, które z kolei trafiały do Ministerstwa Bezpieczeństwa Wewnętrznego. I ci biedni polscy żołnierze na Zachodzie myśleli, że mają przed sobą uczciwego oficera, otwierali się w ankietach, pisali zbyt wiele o swojej roli w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, o dowódcach, kolegach. Ci ludzie później wracali do kraju, najczęściej statkami handlowymi przypływali do Gdyni.
- I co działo się po powrocie?
- Najczęściej nie mijała doba od zejścia na ląd, gdy ludzie ci byli aresztowani, a wypełniane ankiety okazywały się protokołami przesłuchań. Spotkała ich wielka tragedia. A działanie Kiszczaka było ogromnym świństwem. Zresztą Kiszczak świństwo wyrządził nie tylko tym ludziom, ale też swojemu przełożonemu, generałowi Józefowi Kuropiesce. Gdy generał został skazany na karę śmierci, siedział w celi śmierci, Kiszczak pisał na niego meldunki dotyczące wspólnej służby w Londynie. Meldunki te były tak okropne, że w każdej chwili mogły doprowadzić do przyśpieszenia wykonania wyroku kary śmierci. Kiszczak nie miał żadnych zahamowań moralnych, etycznych. To był człowiek służb, bardzo szybko stał się bezwzględnym zawodowcem, co wszyscy odczuliśmy w dekadzie lat 80.
- A czy wiadomo, by pisane przez Kiszczaka raporty przyczyniły się do śmierci któregoś z żołnierzy?
- Nie wiadomo, dlatego że na szeroką skalę dokumenty wypłynęły dopiero teraz. Trzeba przeprowadzić odpowiednie badania, na podstawie których bardzo szybko uda się ustalić, kto na podstawie działań Kiszczaka ucierpiał, trafił do więzienia, ewentualnie stracił życie. Natomiast muszę przypomnieć, że wszyscy oficerowie, którzy powrócili do Polski w wyniku działalności londyńskiej misji, a później ubiegali się o emerytury wojskowe za służbę jeszcze w II RP na podstawie decyzji II Oddziału Zarządu Głównego Informacji, w którym pracował Kiszczak, zostali tych emerytur pozbawieni. To była kolejna misja, jaką Kiszczak zajmował się po powrocie z Londynu do Warszawy. Tu mamy czarno na białym rolę Kiszczaka, która nie kończy się na Londynie, ale trwa dalej.
- Londyn był początkiem kariery Kiszczaka w PRL. Ogromną rolę odegrał w niej jednak Wojciech Jaruzelski. Związki obu towarzyszy sięgają czasów dużo wcześniejszych niż lata 80.
- Oczywiście. Jaruzelski jest tym, który wyniósł Kiszczaka na najwyższą półkę. Dopuścił go do grona najbardziej zaufanych janczarów. Był w karierze Kiszczaka moment trudny, gdy miał "przechodzony" stopień pułkownika. To znaczy, był pułkownikiem od dwunastu lat, bez awansu. Zapewne trafiłby do Ośrodka Szkolenia WSW w Mińsku Mazowieckim, skąd zostałby "wykopany" na emeryturę. Taka była wtedy praktyka. I trafia się grudzień 1970 roku, Kiszczak działa w najbliższym otoczeniu Jaruzelskiego. Asekuruje jego zamach stanu, odsunięcie od władzy Gomułki i wyniesienie na funkcję I sekretarza Edwarda Gierka. Kiszczak zostaje generałem brygady, potem generałem dywizji. Robi szaleńczą karierę.
- A czy nie jest tak, że Jaruzelski ratuje Kiszczaka, bo ten był wcześniej jego oficerem prowadzącym?
- Proszę w to nie wierzyć - Jaruzelski nigdy nie był prowadzony przez Kiszczaka. Został zwerbowany w marcu 1946 roku przez Sowietów w rejonie Hrubieszowa. I przez nich był prowadzony. Jaruzelski był tajnym współpracownikiem o kryptonimie Wolski, Kiszczak zawodowym oficerem służb. Do współpracy ich nie doszło.
- Po 1989 roku Czesław Kiszczak odgrywał ważną rolę, przez niektórych ludzi dawnej opozycji demokratycznej nazywany był "człowiekiem honoru". Czy nowe dokumenty wpłyną w jakikolwiek sposób na upadek narracji środowiska "Gazety Wyborczej"?
- Te dokumenty jeszcze nie wpłyną. Natomiast w marcu 2017 roku uwolniony zostanie zbiór zastrzeżony w IPN. To będzie prawdziwe tsunami, które wstrząśnie Polską. Poza tym jestem przekonany, że dokumentów takich, do jakich dokopał się prof. Sławomir Cenckiewicz, są w Centralnym Archiwum Wojskowym nie setki, ale tysiące. CAW to instytucja, która strzegła jak oka w głowie tajemnic PRL. A sam stan zatrudnienia w tej instytucji miał charakter kastowy. Pracowały tam żony, córki, rodziny oficerów Wojska Polskiego. Podejrzewam, że cała masa dokumentów znajduje się poza ewidencją i leży na półkach. Ich ujawnienie w zupełnie innym świetle ukaże nam postacie Kiszczaka i Jaruzelskiego. Czekam na to z utęsknieniem.