Po 1989 roku Polska nie miała nadmiaru zdobyczy terytorialnych. Przez chwilę mieliśmy strefę okupacyjną, ale zysku z tego nie było. Wręcz przeciwnie, trzeba było do tego sporo dopłacić. Przynajmniej Marek Belka nabił sobie kabzę jako wicekról Iraku, ale nie wiem czy tylko dlatego było warto…
Podobno polscy żołnierze anektowali kapliczkę broniąc do niej dostępu karabinami. Cholera wie dlaczego. Nikt nie słyszał o tym, żeby w kapliczce dochodziło do cudownych uleczeń z Covid-19, co byłoby jeszcze jakimś uzasadnieniem. Być może dowiemy się tego za 20 lat, kiedy niezniszczalny redaktor Wołoszański zrobi o tym jeden ze swoich programów. Na razie nie uprzedzajmy jednak wydarzeń.
Podobno nie jest prawdą, że polscy żołnierze zabronili Czechom fotografować kapliczkę. Mieli „zabronić fotografować tylko polski posterunek”. I moim zdaniem jest to akurat błąd w sztuce wojennej. Ta dzielna wyprawa, odpowiednio udokumentowana, mogłaby w przyszłości rozbroić ze śmiechu niejeden atak wroga. Zupełnie jak „najśmieszniejszy dowcip świata” w skeczu Latającego Cyrku Monty Pythona.
W wielu dowcipach na temat kapliczki przytaczano wstydliwe zarówno dla nas (z 1938) jak i dla Czechów (z 1920) wydarzenia na Zaolziu. Jan Lechoń wspominał w „Dziennikach” reakcję podnieconego ambasadora RP w Paryżu, który rzucił mu na stół gazetę z tytułem „Polskie wojska w Zaolziu” pytając z triumfem, co on na to? Na co kolega Lechonia miał odpowiedzieć: „Przyznam, że wolałem Samosierrę…”
Polskie MON przyznając, że doszło do chwilowej okupacji kawałka Czech stwierdziło, że „doszło do nieporozumienia”, a „lokalizacja posterunku nie była działaniem celowym i została niezwłocznie skorygowana”. Wiecie panowie co? Przyznam, że już bym wolał, żeby to było działanie celowe. Fantazja podpitego sierżanta. A skoro nie było, to sugerowałbym, żebyśmy w przyszłości nie starali się o broń atomową. Przy niej nieporozumienia koryguje się nieco trudniej.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj