Gdy trwały negocjacje w sprawie budowy, biznesmen dowiedział się, że potrzebna będzie uchwała rady fundacji Instytut im. Lecha Kaczyńskiego. - Kaczyński powiedział mi, że musi mieć jeszcze podpis księdza, który jest członkiem rady tej fundacji, ale powiedział, że zanim ten ksiądz podpisze, to trzeba mu zapłacić. Chodzi o pana Rafała Sawicza – miał zeznać Austriak w prokuraturze, co cytuje „Gazeta Wyborcza”. Wspomniany Sawicz rok temu miał porzucić stan duchowny. W radzie zasiada m.in. z Kaczyńskim.
Austriacki biznesmen twierdził, że najpierw prezes polecił mu zapłacić aż 100 tys. zł, ale nie miał on takich pieniędzy. - Ktoś z Nowogrodzkiej do mnie zadzwonił, nie wiem kto, że powinienem podjąć te 50 tys. z banku z mojego prywatnego konta i zawieźć je na Nowogrodzką. Zaniosłem kopertę z pieniędzmi (…) przypominam sobie, że Kaczyński tę kopertę miał w ręku – zeznał. Te negocjacje miała słyszeć jego żona, Karolina Tomaszewska (33 l.).
- Bzdura jakaś kompletna. Nic nie wiem na ten temat. Nie wierzę w to
– mówi nam o zeznaniach jej ojciec, a prywatnie kuzyn Kaczyńskiego, Jan Maria Tomaszewski. - Są tylko zeznania. Myślę, że ich wiarygodność jest bardzo niska – ocenił wiceminister kultury Jarosław Sellin (56 l.) w Polskim Radiu. Z kolei rzeczniczka partii wystosowała specjalne oświadczenie. - Dzisiejszą publikacją Gazety Wyborczej także zajmują się prawnicy - zapowiedziała Beata Mazurek (52 l.), nazywając doniesienia gazety "rozpaczliwą próbą skompromitowania Jarosława Kaczyńskiego".
- Ważni politycy PiS mówili o Kaczyńskim „to kryształ”. Ten kryształ rozpadł się na kawałki – komentuje Marcin Kierwiński (43 l.) z PO. Opozycja twierdzi, że mogło dojść do korupcji menadżerskiej, co zagrożone jest karą nawet 5-letniego więzienia.
Nie mogę komentować czegoś, co jest jest w aktach postępowania, czyli tego, co jest objęte tajemnicą śledztwa. Mogę wypowiedzieć się tylko na temat publikacji w Gazecie Wyborczej. To, co się wyłania z artykułu nie daje jeszcze wszystkich instrumentów, żeby to ocenić prawnie. Pojawia się za to pytanie, do kogo finalnie trafiły pieniądze. Z artykułu wynika, że ostatnim miejscem, gdzie była widziana koperta była siedziba pana Kaczyńskiego. I teraz jest możliwości kilka: albo ona trafiła do tego tak zwanego księdza, co można by rozpatrywać w kategorii przestępstwa o charakterze łapówki menadżerskiej. Jeśli te pieniądze nie zostały przekazane dalej, może to być próba oszustwa. Mamy za mało danych, ale z pewnością wchodzimy w sferę działań zabronionych w związku z ustawą o zawodzie posła, bo nie mamy faktu zgłoszenia tych pieniędzy - mówi „SE” mec. Jacek Dubois (57 l.), prawnik Birgfellnera.