"Super Express": - 11 stycznia Nowoczesna szykuje duży protest. Posłowie Platformy okupują salę plenarną. Rząd nie zamierza ustąpić. W którym kierunku się to rozwinie?
Tomasz Siemoniak: - Mam nadzieję, że czas po Nowym Roku i święto Trzech Króli przywrócą nadzieję na dialog i normalne funkcjonowanie demokracji parlamentarnej. Nie może być tak, że jeden klub, nawet mający większość, chce być całym Sejmem. Do 11 stycznia zostało jeszcze kilka dni. I to czas, w którym Jarosław Kaczyński czy marszałek Marek Kuchciński powinni podjąć jakieś działania. To na obozie rządzącym spoczywa odpowiedzialność za rozwiązanie konfliktu. Wsłuchując się w język prezesa PiS, słysząc słowa o puczu, jakiego rzekomo miała dokonać opozycja, o optymizm, niestety, trudno. Prezes Kaczyński zdaje się forsować zasadę ani kroku wstecz. To fatalnie.
- Warunki opozycji to dymisja marszałka Kuchcińskiego i ponowne głosowanie nad budżetem. Druga strona mówi, że to warunki nie do spełnienia. Możecie zaproponować coś innego?
- Nie możemy tego, co działo się w Sali Kolumnowej, uznać za legalne posiedzenie Sejmu! Każdy dzień przynosi nowe informacje na temat tego, co tam się działo - a to brakujące głosy, a to zamieszanie z sekretarzami. Dzień przed sylwestrem dowiedzieliśmy się, że Kancelaria Sejmu nie udostępni opinii publicznej nagrań z tego posiedzenia. To posiedzenie powinno być powtórzone i należycie przeprowadzone. Tego głosowania nie da się obronić. Nawet w spółdzielni mieszkaniowej zebranie członków jest bardziej uporządkowane.
- Czyli tu bez szans. A dymisja marszałka Kuchcińskiego?
- Dobrze by było, żeby drugą osobą w państwie była osoba, która potrafi te obowiązki wypełniać. Nawet pomijając to feralne posiedzenie, marszałka nie ma w dyskusji publicznej. Jego jedyna aktywność sprowadziła się do wspólnego wystąpienia z Jarosławem Kaczyńskim na konferencji i tweetów na temat sekretarzy, które szybko kasował.
- Kiedy rządziliście, Ewa Kopacz mówiła, że gdy opozycja wygra wybory, to może sobie przegłosować, co zechce. Może w ogóle jako politycy przestaniecie udawać i przyznacie, że ktoś, kto wygrywa wybory, może wszystko, a opozycja nic?
- Cytaty z przeszłości przywołać można różne. Nie zmienia to faktu, że opozycję i mniejszość parlamentarną należy szanować. Przestrzegać konstytucji, regulaminu. Prezes Jarosław Kaczyński jako lider opozycji przez dłuższy czas prezentował z tabletu przemówienie prof. Piotra Glińskiego, wówczas kandydata na premiera rządu technicznego. Czy ówczesny marszałek Sejmu wykluczył go z obrad? Nie! Jak to można porównać do odebrania głosu posłowi Szczerbie? Dziś mamy do czynienia ze spychaniem opozycji do kąta na znacznie większą skalę niż kiedykolwiek. Ustrój demokratyczny opiera się zaś na tym, że istnieje opozycja patrząca władzy na ręce. Za opozycją też stoją miliony wyborców. I nie są gorsi od tych, którzy głosowali na PiS. Fatalnie byśmy wyszli na ustroju, w którym zwycięzca bierze wszystko i robi, co chce.
- Opozycja na razie... śpiewa. Podobał się panu występ Joanny Muchy?
- Jeśli pan pyta w kontekście Sejmu i sali sejmowej, to jestem przeciwny działaniom odbierającym powagę protestowi, który traktuję poważnie. Organizujemy go w obronie zasad i wolności. Nie zmienia to faktu, że posłanka Mucha jest osobą przesympatyczną. W jej śpiewach nie było złej intencji, choć wiele osób źle to przyjęło i efekt był niedobry.
- Czego oczekuje pan po 2017 roku?
- Nowy rok to nadzieja. Patrzę jednak na przyszłość pesymistycznie. Obecnie rządzący, a szczególnie prezes Jarosław Kaczyński, nie dopuszczają do wiadomości istnienia słowa kompromis. Widzę w gronie PiS ludzi, którzy chcieliby się dogadać, ale prezes na to nie pozwala. Weźmy Marka Kuchcińskiego. Przez lata był wicemarszałkiem, był lubiany i szanowany przez polityków PO, dał się poznać jako osoba kulturalna, łagodna. Widać pod jak ogromną jest dziś presją, bo musi działać wbrew swojej naturze. Życzyłbym, żeby politycy PiS umieli być bardziej niezależni od prezesa.