"Super Express": - Już trzy lata temu mówił ksiądz o "lawendowej mafii", czyli homolobby w Kościele. Sprawa księdza Krzysztofa Charamsy potwierdza, że miał ksiądz wtedy rację?
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: - Trzy lata temu w przeprowadzonym przez Tomasza Terlikowskiego wywiadzie rzece "Chodzi mi tylko o prawdę" wspomniałem, raptem na dwóch stronach, o istnieniu gejowskiego lobby w Kościele, także w Watykanie. Reakcją była agresja niektórych publicystów katolickich, którzy twierdzili, że takiego lobby nie ma i że jest to w ogóle wyssane z palca. Musiałem się także tłumaczyć przed władzami kościelnymi. Po trzech latach, gdy wybuchła afera z księdzem Charamsą, ale także kilka innych skandali z księżmi gejami w Watykanie, mogę powiedzieć, że mam bardzo smutną satysfakcję. Smutną, bo bolesne jest, że kilka lat temu nie próbowano tych spraw rozwiązać, ale uznano, że jak coś jest trudne, należy to zamieść pod dywan.
- Jak liczebna i silna jest ta homoseksualna "lawendowa mafia"?
- To nieliczna procentowo grupa, ale świetnie się wspierająca i doskonale zorganizowana. Jeżeli są księża, którzy łamią celibat, związując się z kobietą, nawzajem o sobie nie wiedzą, ukrywają te sprawy, nie wspierają się nawzajem, bo nie ma tej wspólnej płaszczyzny. Natomiast ci, którzy są gejami i jeszcze dodatkowo współżyją ze sobą, to się nawzajem popierają. Gdy zajmowałem się sprawą lustracji i przeglądałem akta IPN, to widać w nich wyraźnie, że ci duchowni, którzy wchodzili w to środowisko homolobby, bardzo szybko awansowali, byli popierani przez innych, często wysyłani na ważne placówki, na przykład do Watykanu. Widać to wyraźnie, śledząc życiorysy poszczególnych księży. Nie znaczy to oczywiście, że to liczna grupa. Ale bardzo hermetyczna struktura, państwo w państwie, czy kościół w Kościele, który faworyzuje pewne osoby, przy okazji te osoby kryje.
- Na ile ta grupa ma związki z aferami pedofilskimi?
- Badania prowadzone w Stanach Zjednoczonych pokazują, że prawie 80 proc. afer pedofilskich z udziałem księży to są afery na tle homoseksualnym, a więc w stosunku do nieletnich chłopców. To tak zwana efebofilia, czyli pociąg nie do małych dzieci, ale do nieletnich chłopców w wieku 14-18 lat. Tu widać wyraźnie, że to lobby funkcjonuje. Trzeba jasno podkreślić, o czym rzadko się mówi w Kościele polskim: Ojciec Święty Benedykt XVI parę miesięcy po objęciu Stolicy Piotrowej, w sierpniu 2005 r., wydał instrukcję, która zabraniała przyjmowania osób homoseksualnych do seminariów duchownych. Zaczęto wtedy robić obejścia tej instrukcji, wtedy w 2008 r. Benedykt XVI jeszcze bardziej instrukcję tę zradykalizował. Co ciekawe, w Polsce pojawiają się głosy, które podważają to stanowisko Ojca Świętego.
- Czyje to głosy?
- Dla mnie najbardziej zaskakująca była wypowiedź byłego przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, abp. Józefa Michalika. W wywiadzie wprost powiedział, że osoby homoseksualne można przyjmować. A więc co innego Benedykt XVI, co innego poszczególni duchowni i hierarchowie. Tymczasem kluczowe jest postawienie tamy dla jakiegokolwiek przyjmowania do seminariów duchownych osób o choćby niewielkich skłonnościach homoseksualnych.
- Pojawia się też postulat unieważniania sakramentów małżeństwa w przypadku osób o takich skłonnościach. Pytanie jest jednak inne - na ile homolobby jest mocne i wpływowe, czy jest szansa na zduszenie tej grupy w zarodku?
- Trzeba powiedzieć, że w ogóle działania przeciwko temu lobby rozpoczął papież Jan Paweł II, potem Benedykt XVI wydał wspomniane przeze mnie instrukcje. Mimo tych zdecydowanych działań już podczas krótko trwającego pontyfikatu Franciszka wybuchły kolejne afery. Ryba psuje się od głowy. Najpierw trzeba rzeczywiście oczyścić struktury watykańskie, zrobić dokładny przegląd tych spraw. Ksiądz Charamsa nie spadł z księżyca. Jego ktoś dopuścił do święceń, awansował, wysłał do Watykanu. Musiał mieć protektorów.
- Czyli o skłonnościach księdza Charamsy jego przełożeni wiedzieli?
- Środowisko księży jest bardzo hermetyczne, kapłani doskonale się znają. Jeżeli ktoś przez 18 lat bycia księdzem, a wcześniej przez sześć lat w seminarium duchownym, miał te skłonności, inni kapłani musieli o tym wiedzieć. Przełożeni albo go popierali, albo przymykali na to oko. To lobby musi zacząć być czyszczone od Watykanu. A instrukcje Benedykta XVI muszą zostać wcielone w życie. Nie może być sytuacji, że już w seminarium kleryk ma takie skłonności, a ktoś to akceptuje. Oczywiście człowiek może mieć słabości, potrafię to zrozumieć. Ale na księdza się nie nadaje. Weźmy sprawę oskarżonego o pedofilię ks. Wojciecha Gila. On już jako kleryk został wysłany za granicę. Najprawdopodobniej przełożeni o jego skłonnościach wiedzieli, więc, by nie mieć problemu, wysłali go do innego kraju.
- Czyli nie musiało polegać to na tym, że przełożeni chcieli wspierać dewiację, ale wysyłając danego kapłana za granicę, chcieli się pozbyć problemu?
- Tak. Sam opisuję sytuację księdza, znajdującego się zresztą w archiwach IPN, który po serii skandali z nim, został przez przełożonych wysłany do Rzymu. Gdzie też wywołał kolejny skandal. Zdarzają się też sytuacje odwrotne, że jak jakiś ksiądz wywoła skandal w Watykanie, to jest wysyłany do Polski albo innego kraju. To nie jest żadne rozwiązanie. Czy to sprawa afer gejowskich, czy pedofilii, czy lustracji, mechanizm jest ten sam. Przerzucanie z placówki do placówki niczego nie rozwiązuje.
- Trwa synod biskupów poświęcony rodzinie. Czy sprawa księdza Charamsy i jej nagłośnienie zaszkodzi Kościołowi, czy też odwrotnie - spowoduje oczyszczenie i nową "kontrrewolucję" wewnątrz Kościoła?
- Przede wszystkim została wreszcie zerwana kurtyna nad tzw. lobby gejowskim. Sprawa ta zmusi też niektóre struktury kościelne do oczyszczenia sytuacji. Pokaże jasno, że trzeba coś z tym zrobić. Choroba została nazwana i zdiagnozowana. Teraz musi nastąpić uzdrowienie.
Zobacz: Sławomir Jastrzębowski: Tymczasem papież pokazuje mi stare buty