Jak przyznał w wywiadzie ks. Międlar, napisał on już list do wizytatora Polskiej Prowincji Zgromadzenia Księży Misjonarzy, z odwołaniem się od zakazu wypowiedzi medialnych. Jak stwierdził: - Zwróciłem uwagę, że dwukrotnie zabrał głos w mojej sprawie. I dwa razy były to głosy negatywne, zarówno w kwietniu, jak i teraz. Liczę na jego roztropność, że się z tego wycofa. A te naciski, zwłaszcza pochodzące ze strony "Gazety Wyborczej" i innych demoliberalnych mediów nie będą mu straszne i będzie potrafił się im przeciwstawić.
Jak mówił: - Wierzę, że za mną jest Ewangelia i Jezus Chrystus. I to jest chyba dla mnie najistotniejsze. Jeżeli mam za sobą zbawiciela świata, mam jego błogosławieństwo, i głoszę to, co on głosił, w żadnym punkcie się nie rozmijam ze świętą Ewangelią, z tym, co głoszę, to wydaje mi się, że wszystko jest na swoim miejscu.
Według niego mógłby wejść "w tę liberalną, politycznie poprawną narrację Kościoła" jednak wówczas: - Tylko czy ja wtedy tak naprawdę będę księdzem? A nawet gdyby mi zabrano sutannę, brewiarz, pieniądze, stary samochód, koloratkę, to lepiej głosić prawdę w cywilnym ubraniu niż półprawdy w sutannie.
Ksiądz zdradził również propozycję, jaką złożyli mu przełożeni. Jak powiedział: - Czekam na rozsądną propozycję moich przełożonych. Zaproponowano mi wprawdzie wyjazd do Stanów Zjednoczonych na studia. Ale miałbym problem z powrotem do Polski, bo gdybym został inkorporowany do prowincji amerykańskiej, to po pięciu latach polski prowincjał mógłby mnie nie przyjąć. Nie wyobrażam sobie tego, żebym nie pracował w mojej ojczyźnie. Nie zgodziłem się.
Zobacz także: Ksiądz Międlar pozywa Lisa "dla dobra państwa"!