Krzysztof Pietraszkiewicz w WIĘC JAK: Frank i wojna z islamistami to nie wina banków

2015-02-11 3:00

Krzysztof Pietraszkiewicz, Prezes Związku Banków Polskich w rozmowie z redaktorem naczelnym Super Expressu Sławomirem Jastrzębowskim.

"Super Express": - Czuje się pan winny zamieszania z frankami i kredytami hipotecznymi udzielanymi w tej walucie? Polacy wyszli na ulice i krzyczą na was "złodzieje".

Krzysztof Pietraszkiewicz: - Ani bankowcy, ani Polacy nie czują się winni kryzysu ekonomicznego z 2008 r. My wszyscy nie czujemy się winni także tego, co się wydarzyło w Szwajcarii. Nie czujemy się winni wojnie na Ukrainie ani temu, że toczy się wojna z Państwem Islamskim. W związku z tym wszystkim następują wielkie transfery finansowe do Szwajcarii, która musiała się bronić.

- Wzrost kursu franka jest uzależniony od tego, co się dzieje z Państwem Islamskim czy Ukrainą?

- Tak, ponieważ do Szwajcarii zaczęły napływać ogromne pieniądze. Przyrost rezerw dewizowych w tym małym, choć ważnym, kraju był naprawdę duży. Aby bronić się przed kompletną katastrofą w polityce monetarnej i gospodarczej, postanowili uwolnić kurs franka, który przez lata sztywno powiązany był z kursem euro. Z tego punktu widzenia mogę powiedzieć, że nie czujemy się winni.

- Wróćmy do lat 2007-2008 i umów, które frankowicze wtedy podpisywali z bankami. Punktem spornym są w nich spready, czyli różnica między ceną kupna a ceną sprzedaży waluty. Okazywało się wtedy, że nie można, bo banki sobie tego nie życzą, spłacać walutowego kredytu w walucie. Oszustwo?

- Nie. Takie były wówczas umowy i takie było stanowisko władz regulacyjnych. Dokąd ta sprawa nie została przedyskutowana i inaczej uregulowana, była to normalna umowa między stronami.

- Uważa pan tę umowę za uczciwą?

- Załóżmy, że idzie pan na bazar i kupuje pan owoce. W maju za kilogram płaci pan 2 zł, a w kwietniu 5 zł. Osoba, która w kwietniu nabywała od producenta towar za 4 zł, dlatego sprzedawała panu za 5 zł. Tak samo jest z walutą. Kiedy franka było dużo na rynku i był tani, to banki kupowały go tanio i stosunkowo tanio go sprzedawały.

- Banki sprzedawały ją po cenie, którą same ustalały?

- Nie, ustalał ją rynek. Proszę pamiętać, że banki nie produkują franków. One muszą je kupić. Po drugiej stronie jest ten, który nabywa go od banku po określonej cenie. Podobnie jest z polską walutą. Banki nabywają pieniądze od milionów oszczędzających obywateli Polski. Płacą im za to mniej lub nieco więcej, w zależności od sytuacji na rynku. Po drugiej stronie oferują kredytobiorcom ten pieniądz w postaci kredytu. Różnica między ceną nabycia i ceną zaoferowania w postaci kredytu jest także spreadem.

- Pan wie lepiej ode mnie, że zyskiem banków było także to, że pojedynczy bank mógł ustalać wysokość spreadu przy kredycie na takiej wysokości, jakiej chciał. Różnica między kupnem a sprzedażą wynosiła nawet 10 proc.

- Panie redaktorze, idzie pan na dwa bazary albo do dwóch sklepów...

- Ale właśnie nie mogłem tego zrobić. Przed rokiem 2011 nie mogłem pójść na bazar, żeby kupić sobie franki, pójść z nimi do banku i powiedzieć: "Oto franki, przyjmijcie je".

- Pytał pan o spready w różnych bankach. Różne banki w różny sposób finansowały tę działalność. To jest tak, że kiedy kupuje się więcej towaru, dostaje się zniżkę. Kiedy natomiast kupuje się go mniej, nie dostaje się zniżki. Tak było z frankami. W różnych bankach mieliśmy różną sytuację. Ustawodawca po rozmowach i analizach zaproponował, aby usunąć wątpliwości. Skoro klienci chcą spłacać kredyt nie tylko w walucie krajowej, dajmy im możliwość spłaty we frankach.

- Jako bankowcy nie chcieliście się na to zgodzić, bo na tym zarabialiście.

- To nie tylko kwestia zarobku. To także kwestia związana ze stosowaniem szeregu instrumentów zabezpieczających. Niemniej w efekcie mamy na rynku tak, że 50 proc. kredytobiorców płaci walutą, a pozostali nadal płacą złotówką. Niektórzy uznali, że aby zaoszczędzić 3 gr nie opłaca im się stać w kolejkach. Ludzie mają wybór. I dobrze.

- W 2011 roku zmuszono banki, żeby można było spłacać kredyt walutowy walutą. Teraz zmuszą was, żeby, jak proponuje KNF, kredyt podzielić na dwa kredyty? Jak pan w ogóle ocenia tę propozycję?

- Musimy spojrzeć na sprawę w ten sposób, że mamy z jednej strony kredytobiorców frankowych, mamy też kredytobiorców euro i złotowych, a z drugiej ponad 20 mln osób oszczędzających i podatników. Do tego wszystkiego mamy współwłaścicieli banków, którymi są między innymi przyszli emeryci. Musimy znaleźć takie rozwiązanie, które byłoby akceptowalne przez wszystkich, których to dotyczy.

- Ma pan jakieś swoje rozwiązanie?

- Mam i się z nim zgadzam.

- Jakie to rozwiązanie?

- Nie mogę o nim teraz mówić.

- Może pan. Naprawdę. Setki tysięcy osób czekają na pańskie rozwiązanie.

- Trzeba szukać takiego rozwiązania, które będzie się składało z kilku członów. Z racji tego, że przez lata zawierano różne umowy i różna jest sytuacja klientów, ważny jest stały kontakt między bankiem a klientem, kiedy pojawiają się różne zagrożenia, aby można było szybko poszukać najlepszych rozwiązań. Trzeba się zastanowić, czy nie wydłużyć harmonogramu spłaty lub czy wziąć, jeśli ktoś ma chwilowe problemy, wakacji kredytowych. Czasami część klientów, a znamy takie sytuacje, po prostu przeinwestowała. Jest też propozycja, żeby był limit raty, który nie będzie podwyższany. Powstaje też pytanie, czy i w jakiej skali powinniśmy pomagać osobom, które boją się, że ich sumaryczna spłata będzie zbyt duża.

- Boicie się spraw, które trafiają do prokuratury i spraw, które już teraz trafiają do sądów cywilnych?

- Jeżeli są jakieś sprawy, które są niezgodne z prawem. Jeśli doszło do sytuacji, że ktoś został potraktowany nie fair, to istnieje droga postępowania: UOKiK, KNF, sąd. Nie jestem osobą, która w takich przypadkach odwodziłaby od takiego sposobu postępowania. Uważam jednak, że zdecydowaną większość spraw - 95-97 proc. - da się wyjaśnić i ustalić w toku bezpośrednich rozmów i ustaleń z bankiem.

- Niedozwolone klauzule zostały już ocenione przez sąd.

- Niedozwolone klauzule, którymi niektórzy szafują - zarówno politycy, jak i niektórzy dziennikarze - dotyczą najczęściej spraw sprzed wielu lat i od dawna nie są stosowane.

- Co z tego, że nie są stosowane, skoro ktoś kiedyś wziął kredyt z takimi klauzulami.

- Powiedzmy, że umawiam się z panem, że sprzedam panu samochód, a pan zapłaci mi określoną cenę. Za pięć lat UOKiK powie, że pan podpisując ze mną umowę, zastosował klauzulę, którą on uznaje za abuzywną, czyli za nadużycie.

- Ale kredyty trwają...

- Właśnie. W zdecydowanej większości przypadków te nieprawidłowe klauzule zostały już dawno wyprostowane. Problem polega na tym, że wysyłamy umowy z prawidłowymi klauzulami, ale z tą nową podpisaną umową zgłasza się tylko 3 proc. klientów. Wspólnie z regulatorami poszukujemy dobrego sposobu rozwiązania tego problemu.

Zobacz: Dr hab. Rafał Chwedoruk w WIĘC JAK? Frankowicze zagłosują na PO

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail