W ubiegłym tygodniu przemęczony pracą 67-letni ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala w Sosnowcu zmarł na zawał pod koniec dyżuru. - W naszym szpitalu zgodę na branie dodatkowych dyżurów wypowiedziało ośmiu rezydentów i 24 specjalistów. Ordynator był przepracowany, bo od grudnia niemal nie wychodził z pracy. Codziennie spędzał tu po 12-13 godzin - opowiada anonimowo lekarz z sosnowieckiej placówki. A to niejedyny taki przypadek. Rozległy zawał na dyżurze, który omal nie zakończył się zgonem, przeszedł także ordynator oddziału pulmonologii szpitala w Proszowicach. Pełnił dyżur jednocześnie na oddziale pulmonologii oraz na oddziale obserwacyjno-zakaźnym, a wcześniej w poradni. Na taką organizację pracy zezwolił były minister zdrowia Konstanty Radziwiłł.
- Dyżurowanie na kilku oddziałach jednocześnie zaczyna być niebezpieczne nie tylko dla pacjentów, ale także samych lekarzy. Ostatnio musieliśmy interweniować w szpitalu w Choroszczy, gdzie jeden psychiatra musiał zastępować kilku specjalistów - oburza się Ryszard Kijak z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Pilne rozwiązanie kryzysu, który zaczyna zagrażać pacjentom i lekarzom, musi znaleźć nowy minister zdrowia Łukasz Szumowski (46 l.). Dziś ma się spotykać z protestującymi rezydentami.