Polecany artykuł:
„Super Express”: - Łukaszenka kazał zebrać dużą grupę uchodźców, głównie Kurdów, którzy niedawno dotarli na Białoruś, i pod nadzorem służb - z karabinami i psami - wysłał na granicę z Polską. To ewidentna eskalacja kryzysu migracyjnego. W co tym razem gra reżim w Mińsku?
Paweł Łatuszka: - Już od kilku miesięcy zwracam uwagę, że kolejnym elementem operacji specjalnej Łukaszenki będzie próba przejścia przez granicę polsko-białoruską większej grupy uchodźców idącej w tysiące ludzi. A wszystko po to, by stworzyć realny konflikt na granicy – nawet z wykorzystaniem broni palnej ze strony służb białoruskich.
- To scenariusz, o którym się mówi od jakiegoś czasu: że służby Łukaszenki szukają prowokacji na granicy?
- Tak, uważam, że w czasie próby przepychania uchodźców na stronę polską, może dojść do strzelaniny. To wszystko może doprowadzić do ofiar. Za ewentualne zbrodnie Łukaszenka będzie oskarżał władze Unii Europejskiej i Polski. Na tym polega plan, który zatwierdził już kilka miesięcy temu. Jego intencją jest skierowanie uwagi zachodnich polityków i mediów na wywołany sztucznie kryzys migracyjny. Chce pokazać społeczności europejskiej: zobaczcie, jak działają wasi przywódcy.
- Czyli element wojny informacyjnej, która ma obnażyć hipokryzję Zachodu?
- To jeden z celów Łukaszenki, by pokazać, jak Zachód łamie prawa człowieka, których przestrzeganie jest fundamentem społeczeństw Zachodu. Zwróćmy uwagę, że sytuacja na granicy nie dzieje się w próżni. W weekend reżimowa telewizja białoruska wyświetliła wywiad z Amerykaninem, który brał udział w styczniowym szturmie na Kapitol, a który poprosił Białoruś o azyl polityczny. Łukaszenka chce wygrać tę sprawę propagandowo.
- Kiedy w poniedziałek rano zaczęły napływać pierwsze filmy kręcone przez uchodźców z okolic granicy z Białorusią, pokazujące ogromną kolumnę ludzi, zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem Łukaszenka nie postanowił się pozbyć z Białorusi jak najwięcej uchodźców. W centrum Mińska zbierały się przecież ogromne ich grupy. Zaczęli mu przeszkadzać?
- To drugi element tej układanki. Nie tyle te grupy uchodźców, których można było zobaczyć czy to w Mińsku czy w innych białoruskich miastach, zaczęły przeszkadzać Łukaszence, co wywołały duże niezadowolenie samych Białorusinów. W białoruskim internecie od jakiegoś czasu pojawiało się mnóstwo zdjęć i filmów dużych grup uchodźców. Ludzie zaczęli się na to otwarcie skarżyć, co stworzyło zagrożenie dla wewnętrznej stabilizacji na Białorusi, którą tak sobie ceni Łukaszenka. Widzi, że krytyka kierowana jest ze strony społeczeństwa białoruskiego pod jego adresem. I to jeden z powodów, dlaczego zdecydował się wysłać tak dużą grupę ludzi.
- Czy pana zdaniem oznacza to także, że Łukaszenka zawiesza swoją akcję wykorzystywania uchodźców do hybrydowego ataku na Polskę i inne kraje UE?
- Nie sądzę. Wiemy, że mają być uruchomione kolejne połączenia z Bliskiego Wschodu do Mińska. I nawet jeśli Irak zamyka konsulaty białoruskie, uczestniczące w procederze przewozu ludzi na Białoruś, to Łukaszenka może zacząć szukać kolejnych kierunków, z których będzie sprowadzał uchodźców. Obawiam się, że póki reakcja Zachodu będzie tak miękka wobec Łukaszenki i będzie sprowadzać się głównie do słów, póty kryzys na granicach z Unią Europejską będzie trwał. Albo Zachód pociągnie Łukaszenkę do odpowiedzialności za przestępstwa, które popełnia jego reżim, albo pozwoli mu dalej destabilizować sytuację na granicy.
- Na razie nie ma więc co liczyć, że Łukaszenka grupy uchodźców z granicy wycofa?
- Nie sądzę. Nie może zrobić tego ze względów wewnętrznych, o których wspomnieliśmy, i nie stać go na to, żeby odesłać uchodźców do swoich krajów. Jeśli zostaną na terenie Białorusi, może to bardzo zdestabilizować sytuację wewnętrzną.
Rozmawiał: Tomasz Walczak