"Super Express": - W poniedziałek protest kobiet. Jego organizatorzy nawołują, by tego dnia kobiety nie przyszły do pracy w proteście przeciwko próbom zaostrzenia prawa aborcyjnego. Przyłączy się pani?
Prof. Krystyna Pawłowicz: - Nie podoba mi się idea tego protestu. Nie przyświeca mu żadne pozytywne hasło, pod którym chciałyby te panie maszerować.
- No jak to? Przecież chodzi o wolność kobiet.
- Przepraszam, jaką wolność? Ta wolność dla kobiet ma oznaczać prawo do zabijania dzieci? Te panie powinny mieć wolność wyboru, zanim skorzystają z oferty jakiegoś swojego kolegi, a nie wtedy, kiedy za nieskorzystanie z tej wolności mają zapłacić dzieci. W istocie więc nie chodzi o żadną wolność, ale o zwykłe prawo do zabijania dzieci.
- Kobiety, które mają zamiar protestować, nie uważają wcale aborcji za zabójstwo.
- Na tym polega problem. Osoby, które namawiają do protestu, pochodzą ze środowisk lewackich i próbują skaptować dziewczyny pochodzące z jakichś mniejszych miejscowości i rodzin tradycyjnych, szanujących przykazania "nie zabijaj" i przekonać, że to jakiś powszechny protest. A wszystko to w ich wąskim interesie: wszystkie badania pokazują bowiem wzrost liczby przeciwników aborcji w Polsce. Także wśród kobiet.
- W wąskim interesie? A nie walczą o to, żeby każda kobieta mogła decydować za siebie?
- Panie redaktorze, w momencie, kiedy obozowi liberalno-lewicowemu zaczyna brakować jakichkolwiek argumentów, na aborcji próbują zbić kapitał polityczny. Ten protest to de facto uderzenie w rząd PiS w sytuacji, kiedy projekt wcale nie jest rządowy, a obywatelski. Projekt obywatelski nie znalazł się jeszcze w żadnej komisji.
- Kobiety, które zamierzają protestować, wolą dmuchać na zimne, bojąc się, że jednak ten radykalny z ich punktu widzenia projekt stanie się obowiązującym prawem.
- Mogą dmuchać na zimne, ale to jest protest antyrządowy. A mówimy przecież o podstawowym prawie - prawie do życia. Zamiast tego cały czas szantażuje się nas dziećmi z gwałtu. Statystyki pokazują jednak, że ciąże z gwałtu to niewielki ułamek.
- Gwałt gwałtem, ale na ile rozumiem argumenty strony protestującej, obawia się ona, że zaostrzenie prawa aborcyjnego może zagrażać życiu i zdrowiu kobiet.
- To jest właśnie kolejna nieprawda. Jeśli bowiem okaże się, że trwanie ciąży czy urodzenie dziecka zagroziłoby życiu kobiety, to lekarz, który dokona aborcji, będzie zwolniony z odpowiedzialności karnej.
- Nie zmienia to faktu, że kobietę - i lekarza - czeka cała gehenna postępowania wyjaśniającego. Nie byłoby to upokorzenia dla tych kobiet?
- Na pewno lekarz, który ratuje życie kobiety, byłby zwolniony z odpowiedzialności.
- A co z kobietą? Byłaby napiętnowana?
- Nie znam szczegółów. To jest projekt obywatelski. A kobieta? Pewnie sama wyznaczyłaby sobie karę, bo to nie jest bez znaczenia. Na razie jednak mamy projekt. Jego przepisy dotyczące kobiet biorących udział w zabijaniu dziecka mogą i na pewno będą moderowane. Podejrzewam, że będą łagodzone, jeśli chodzi o karanie. Ale przecież są tam też przepisy, które mają zwiększyć ochronę i pomoc dla kobiet, aby w momencie, kiedy urodzą nawet dziecko chore, miały wsparcie ze strony państwa. Ma to iść w inną stronę. Nie w stronę zabijania dzieci, ale w stronę pomocy kobietom, które taki problem będą miały. Tym bardziej że często giną w ten sposób zdrowe dzieci. Tylko dlatego, że tym paniom coś się odwidziało. A nie zastanawiały się, zanim wskoczyły do łóżka facetowi.