"Super Express": - Stwierdziła pani, że jest zaskoczona, a wręcz upokorzona poprawkami, jakie prezydent Andrzej Duda zgłosił do projektu reformy sądownictwa. Dlaczego?
Krystyna Pawłowicz: - Przede wszystkim pragnę podkreślić, że to nadal mój prezydent, głosowałam na niego, bardzo go szanuję. Ma silny mandat społeczny, ale my jako posłowie partii rządzącej również. Prawo i Sprawiedliwość podobnie jak Andrzej Duda wybory wygrało, do tego uzyskało w nich samodzielną większość w Sejmie. To wydarzenie bez precedensu w najnowszej historii Polski! Jest mi tym bardziej przykro, że prezydent swoim działaniem pokazał, że chyba nie bardzo nam ufa.
- Czemu?
- Reforma wymiaru sprawiedliwości stanowi jeden z najważniejszych fundamentów naszego programu, był obecny w naszej kampanii wyborczej. I nagle w telewizorze widzimy, jak pan prezydent oświadcza, że nie podpisze tych ustaw, jeśli nie zostaną spełnione jego warunki, apeluje o rozwagę, spokój, merytoryczną dyskusję. Tymczasem my naprawdę merytorycznie i spokojnie nad tym projektem pracowaliśmy, wszystkie zmiany są racjonalnie argumentowane i prawnie uzasadniane. Kolejne wyroki Trybunału Konstytucyjnego pokazują, że Sąd Najwyższy wymaga naprawy. Jestem członkiem Krajowej Rady Sądownictwa i widzę, jak działa to w praktyce. Nie było ani jednego przypadku, by KRS skutecznie zajęła się sprawą sędziów, którzy rażąco, na oczach całej opinii publicznej naruszają przepisy. Do odpowiedzialności nie został pociągnięty nawet sędzia Milewski z Gdańska. Oczywiste jest, że zmiany są konieczne i bardzo mi przykro, że pan prezydent zablokował nasz projekt.
- Jak to zablokował? Tylko wprowadził poprawki
- Wymóg większości 3/5 posłów do wybrania sędziowskiej części KRS jest bardzo trudny do wykonania. Nawet jeśli zawarlibyśmy porozumienie z klubem Kukiz'15, to i tak nie będziemy mieć większości 3/5. A więc w praktyce propozycje prezydenta mocno utrudniają dalsze prace nad zastosowaniem tej ustawy w praktyce. Szczególnie przy tak wielkiej skali agresji i nienawiści ze strony totalnej opozycji.
- Więc o tej agresji. W Sejmie miało miejsce bardzo emocjonalne wystąpienie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego: "nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego świętej pamięci brata. Niszczyliście go, zamordowaliście, jesteście kanaliami!". Dzień później prezes powiedział, że gdyby nie krzyki z sali, to by powiedział to samo, ale łagodniej. O jakie okrzyki z sali chodzi?
- Te okrzyki są cały czas! Nie będę już ich powtarzać, żeby się nie utrwaliły. Ale to obraźliwe słowa wobec prezesa Jarosława Kaczyńskiego czy jego brata śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Obrażany jest i obecny prezydent, i premier Beata Szydło. Kiedyś wulgarnie obrażała palikociarnia, dziś są to spadkobiercy Palikota z Nowoczesnej i chuliganeria w średnim wieku z PO. Lewactwo nie potrafi zrozumieć, że demokracja polega na wymianie elit. Wczoraj poseł Mieszkowski z Nowoczesnej został wykluczony z obrad, bo biegł z pięściami do prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Dzień wcześniej przewodniczący Nowoczesnej Ryszard Petru wyrwał mikrofon przewodniczącemu Komisji Sprawiedliwości, tak że nie można było prowadzić posiedzenia. To zrozumiałe, że ten wandalizm, agresja w naturalny sposób budzą emocjonalne reakcje z naszej strony, które w przeciwieństwie do naszych konkurentów politycznych zdarzają się bardzo rzadko i tylko jako odpowiedź na wyjątkowo barbarzyński atak wobec nas.