"Super Express": - Angela Merkel pojechała do Rygi i zapewniła kraje bałtyckie, że rozumie ich obawy wobec potencjalnego zagrożenia ze strony Rosji i że Niemcy solidaryzują się z nimi, ale wykluczyła też możliwość stacjonowania wojsk NATO w krajach Europy Wschodniej, w tym w Polsce. To jak jest z tymi gwarancjami bezpieczeństwa od NATO? To tylko papier?
Prof. Zdzisław Krasnodębski: - Te gwarancje są słowne i zakładają, że wszystko potoczy się pomyślnie i nie będzie żadnego realnego zagrożenia. Jednocześnie Niemcy nie chcą drażnić Rosji i potwierdzają, że nie powinno być bazy NATO w Polsce. To czyni z nas członka NATO drugiej kategorii. Kiedyś twierdzono też, choć to nie znajduje potwierdzenia w żadnych dokumentach, że przy zjednoczeniu Niemiec i późniejszym rozszerzeniu NATO padały deklaracje wobec Rosji, że nie pociągnie to za sobą stacjonowania wojsk NATO na terenie Europy Wschodniej.
- To Angela Merkel decyduje o tym, jakie wojska stacjonują w Polsce? Jej głos w NATO znaczy tyle, co głos Putina w Rosji?
- To nie jest nowa sprawa. Od dawna w Niemczech pisze się, że jest jakaś niepisana umowa między NATO a Rosją. Ale rzeczywiście jak dotąd nie było to formułowane tak wprost przez głowę państwa. Wyraźnie widać rosnące poczucie przywództwa Niemiec w tej części Europy.
Zobacz też: Opinie w Super Expressie. Marek Król: Putin serce ma tam, gdzie Komorowski wsuwa lewatywę
- Niemcy chcą się dogadać z Rosją za plecami mniejszych państw?
- Niemcy, jak na siebie i swoich polityków, i tak posunęli się dość daleko w sankcjach i krytyce. Zasadą polityki wschodniej Niemiec jest to, że w naszym regionie nie można żadnego problemu rozwiązać bez Rosji. Jak sądzę, kanclerz Merkel pojedzie do Kijowa wywierać nacisk na polityków ukraińskich, żeby raczej to oni ustąpili.
- Angela Merkel boi się Putina, a Niemcy boją się Rosji?
- To odgrywa pewną rolę. Ale Niemcy, tak jak i inni, przede wszystkim boją się wojny, w której zderzyłyby się Rosja i Europa Zachodnia. Teraz mamy wojnę, ale można udawać, że to nie jest wojna i dopóki się ona toczy na rubieżach, to można pracować nad tym, żeby konflikt bardziej nie rozgorzał. Do tego społeczeństwo niemieckie jest bardzo przyjaźnie nastawione do Rosji.
- Nadal? Nic się nie zmieniło?
- Nic. Zawsze próbują Rosję jakoś tłumaczyć. Już prawie nie mówi się o ofiarach z zestrzelonego samolotu. Na to nakładają się oczywiście olbrzymie interesy gospodarcze oraz stara tradycja niemiecka, że w zasadzie Europą Wschodnią zarządza się wspólnie z Rosją.
- Na to wskazuje też scenariusz rozmów ministrów spraw zagranicznych Niemiec, Francji, Ukrainy i Rosji w Berlinie oraz fakt, że polskiego ministra przy tych rozmowach nie było.
- Oczywiście. Kiedy sprawa stała się poważna i zaczęło grozić konfliktem na szerszą skalę, wyjęto ją z rąk urzędników brukselskich i służb zagranicznych Catherine Ashton oraz mniejszych państw, takich jak Polska. Niemcy w Europie tradycyjnie liczą się jeszcze z Francją i z Wielką Brytanią.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail