Lech Kowalski

i

Autor: materiały promocyjne

Kowalski: Zdegradować go do szeregowca

2015-11-07 3:00

Dr Lech Kowalski, historyk wojskowości w Polsce w rozmowie z ,,Super Expressem" opowiada o ponurej drodze życiowej Czesława Kiszczaka!

"Super Express": - Niebawem ukaże się biografia Czesława Kiszczaka pańskiego autorstwa. Spędził pan, badając tę postać, dwa lata. Jak pan go ocenia?

Dr Lech Kowalski: - Muszę przyznać, że niemal w całym jego życiu i służbie nie znalazłem żadnych pozytywnych akcentów. Pamiętam jeden z pierwszych dokumentów, w którym jako 20-latek w 1945 roku dobijał się do bram Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego...

- Przypomnijmy Czytelnikom, co to za instytucja...

- To była instytucja obsadzona głównie sowieckimi specjalistami od kontrwywiadu, ze słynnej "smiersz", organizacji na wskroś przestępczej. Kiszczak pisał w podaniu, że "chce brać udział w eliminowaniu elementu wrogiego". I trzeba przyznać, że po sam kres PRL nie robił nic innego, tylko eliminował... Nie mam wątpliwości, że kolejne dokumenty, jeszcze utajnione, ale w miarę lat ujawniane, jeszcze bardziej go pogrążą. Przejdzie do historii jednoznacznie negatywnie. Całe życie w służbach komunistycznych, z informacją wojskową, z bezpieką wojskową, z bezpieką cywilną. Cały czas prowadzony przez Moskwę i jej wierny.

- Kiszczak nie był człowiekiem wykształconym, pracując przez całe lata w bezpiece, wdawał się w różne konflikty wewnętrzne, a mimo to przetrwał, aż stał się osobą numer 2 w PRL, po Jaruzelskim. Dlaczego?

- To prawda, on miał zaledwie podstawówkę i na tym zakończyła się jego edukacja. Co nie przeszkodziło mu oczywiście później skończyć Akademii Sztabu Generalnego (śmiech). Kiszczak miał jednak pewne cechy, które w pracy w tych służbach mu sprzyjały. Z dokumentów wynika, że już jako 20-latek był człowiekiem złym, bezwzględnym, a zarazem bardzo skrupulatnym. W życiu zawodowym i prywatnym było bardzo trudno z nim wytrzymać.

- Żona wytrzymała z nim do samego końca.

- To prawda, ale już w pierwszym roku małżeństwa próbowała uciec do rodziców, bo była przez niego psychicznie wykańczana! To był człowiek, który w każdym momencie mógł każdego zdradzić, wystawić.

- Na przykład?

- Weźmy jego pobyt na placówce w Londynie, w 1947 roku. Attache wojskowym w Wielkiej Brytanii był wówczas generał Kuropieska. Kiszczak zajmował się tam m.in. namawianiem do powrotu polskich żołnierzy, którzy zastanawiali się nad tym, czy wracać, czy wybrać emigrację. I w ślad za tymi, których namówił do powrotu, słał listy gończe, donosy, oskarżenia. Do pewnego stopnia obawiał się go sam Kuropieska!

- Jak to?

- Wiedział, że Kiszczak przychodząc z de facto sowieckiej Informacji Wojskowej, jest kimś, kto może mu zaszkodzić. I miał rację! W 1953 roku Kuropieska siedział w celi śmierci po stalinowskim procesie. Oczekiwał na wykonanie wyroku, a w tym samym czasie Kiszczak, mając świadomość, że Kuropieska siedzi w celi śmierci, nieustannie pisał na niego donosy! Każdy z tych donosów mógł przesądzić o wykonaniu wyroku. Obrzydliwa, kalkulująca wszystko pod karierę postać. Nic dziwnego, że bardzo się spodobał towarzyszom z Moskwy. Po tym, gdy się spodobał, ruszyć go mogli tylko sami Sowieci.

- Okazuje się, że taka postać ma nadal szansę na pochówek na Powązkach w Warszawie. Co pan na to?

- Gdyby nie wynik wyborów, to podejrzewam, że nie tylko spocząłby na Powązkach, ale w kondukcie żałobnym byliby przedstawiciele władzy i asysta wojskowa. W obecnej sytuacji nie wyobrażam jednak sobie, żeby go tam pochowano. Oczywiście Maria Kiszczak poruszy niebo i ziemię, żeby pochowano go właśnie tam, ale nie wiem, czy jej się to uda.

- Jest też kwestia, podobnie jak w przypadku Jaruzelskiego, pośmiertnej degradacji Kiszczaka do stopnia szeregowca. Realne?

- Konieczne. I Jaruzelskiego, i Kiszczaka dla oczyszczenia atmosfery, ku refleksji i przestrodze należałoby zdegradować do szeregowców i odebrać im wszystkie odznaczenia. Co więcej, powinno się też im odebrać prawa do emerytur dla uprzywilejowanych, które dziedziczą pani Kiszczakowa i pani Jaruzelska. Nie ma powodu, by rodziny takich ludzi cieszyły się przywilejami. Procesy i ewentualne wyroki nie robiły na nich wrażenia, bo wszyscy wiedzieli, że do więzienia nigdy nie pójdą. To byłoby jakieś zadośćuczynienie.

Zobacz także: Nie żyje Czesław Kiszczak!