Jak donosi "Wprost", ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego może opuścić od 30 do nawet 40 parlamentarzystów! Wszystko przez Andrzeja Dud, który wyszedł z inicjatywą zmiany ustawy aborcyjnej. Prezydencki projekt zakłada możliwość przerywania ciąży w przypadku stwierdzenia tzw. wad letalnych. Celem ma być złagodzenie efektów wyroku TK w sprawie aborcji eugenicznej, który wywołał w Polsce masowe protesty mimo pandemii. Choć założenie głowy państwa z pewnością było szczytne, to nie zadowoliło żadnej ze stron. Kobiety nie przerwały swoich manifestacji, zaś np. przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki dosłownie ją zmasakrował, określając jako "nową formą eutanazji".
Zobacz: Kościelna szycha MIAŻDŻY propozycję Dudy. To musi zaboleć prezydenta
Według informatora "Wprost" Prawo i Sprawiedliwość czekają ogromne perturbacje i zmiany w momencie, w którym dojdzie do głosowania nad projektem Dudy w Sejmie. - 30 do 40 posłów PiS-u to działacze na rzecz środowisk pro-life. Nie zgodzą się na ustawę prezydencką. Jeśli Kaczyński będzie chciał narzucić dyscyplinę w czasie głosowania, dojdzie do rozłamu w partii - zapowiedział jednoznacznie.
Partia Kaczyńskiego ma coraz większy problem z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, który zaostrzył prawo aborcyjne. Co więcej, politycy tej partii wciąż nie opracowali planu wyjścia z kryzysowej sytuacji. Bardzo poddenerwowany jest m.in. premier Mateusz Morawiecki, którego opracowana wcześniej strategia walki z koronawirusem nie ma raczej szans się powieść przez protesty kobiet. - Współpracownicy Morawieckiego mówią, że jest wściekły. Boją się do niego podejść w kancelarii - zdradził rozmówca "Wprost".
Dodatkowo Jarosław Kaczyński ma mieć duże pretensje właśnie do premiera oraz... odpowiedzialnego za służby Mariusza Kamińskiego. Czemu? - Kaczyński obwinia Morawieckiego i Kamińskiego o to, że policja zbyt łagodnie traktuje protestujących. Nie rozumie, że gdyby użyła siły wobec kobiet i młodzieży, to doszłoby do wizerunkowej katastrofy rządu. Poza tym, w policji nie ma 100-proc. zwolenników PiS, a funkcjonariusze coraz częściej odmawiają poleceń przełożonych przy protestach. Gdyby premier i szef służb wymagali od nich ostrzejszej reakcji, mogliby się narazić na utratę autorytetu (...) Policjanci mają przecież żony, córki, matki. Oni po cichu solidaryzują się z protestującymi kobietami - mówił informator.
Taki sam problem ma część polityków PiS-u, która nie jest z grona pro-life. - Jesteśmy poddawani dużej presji w naszych domach - przyznał polityk z wysokiego szczebla partii.