Przypomnijmy: w 2014 roku podczas zorganizowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych spotkania polskich europosłów Korwin-Mikke spoliczkował Michała Boniego. Lider Wolności tłumaczył, że wypełnił tym samym swoje przyrzeczenie sprzed lat. Jak mówił: - Kiedy w czasie debaty w sprawie uchwały lustracyjnej (w 1992 roku) Boni wypierał się, że był agentem SB i wyzywał mnie od idiotów, dałem mu słowo i go dotrzymałem. Przyznał się potem, że był agentem, od początku miałem rację! Dodawał przy tym, że Boni nie przeprosił go za swoje słowa, dlatego zdecydował się na odwołanie do "aktu dyshonorującego". Gdy w maju 2017 wyroku sąd nieprawomocnym wyrokiem uznał Korwin-Mikkego za winnego, złożył on apelację.
W trakcie piątkowej rozprawy sędzia Piotr Bojarczuk uzasadnił, że ustalenia sądu pierwszej instancji w tej sprawie były zasadne. Jak dodał nie budzi wątpliwości, że do incydentu doszło, gdy obaj europosłowie pełnili swoje obowiązki służbowe. W związku z tym skonkludował: - Nie znajduje uzasadnienia też twierdzenie, by uderzenie człowieka w policzek różniło się czymś od uderzenia człowieka w dwa policzki. To naruszenie nietykalności cielesnej. Jest pewna granica, której żaden obywatel, niezależnie kim jest, nie może przekraczać. Nie ma na to przyzwolenia.
O decyzji korzystnej dla swojego klienta poinformował na swoim FB adwokat Michała Boniego:
Zobacz także: Córka Korwina-Mikkego pójdzie siedzieć? Znaleziono u niej heroinę