"Super Express": - Środowisko pielęgniarek podzieliło się w sprawie kontraktowania ich pracy. Kto ma więcej racji - te, które bronią możliwości pracy na kontraktach, czy te, które uparcie obstają przy umowach o pracę?
Marek Balicki: - Bardzo źle się stało, że rząd PO doprowadził do takiej sytuacji, że jest konflikt między pracownikami służby zdrowia. Niestety, nie wykorzystano szansy, żeby przy okazji nowej ustawy o działalności leczniczej uregulować kwestię umów. Powinno się uszczegółowić zasady i warunki kontraktowania. Jednocześnie ustawa powinna wzmocnić ochronę tych miejsc, gdzie powinny obowiązywać umowy o pracę.
- Nie jest pan przeciwko kontraktom?
- Nie jest tak, że nie powinno ich w ogóle być albo że powinny być wszędzie. Wielu z tych kontraktów, które już funkcjonują, nie da się już zlikwidować. Zresztą często są bardzo sensowne. Natomiast związek zawodowy pielęgniarek ma rację, twierdząc, że brak jest zabezpieczenia prawidłowości zawierania kontraktów oraz że jest to dobrowolne rozwiązanie i takim musi zostać. Poza tym nie wszędzie takie rozwiązanie się sprawdza.
- Zgadza się pan z opinią, że bez kontraktów wiele pielęgniarek musiałoby odejść z zawodu?
- Ustawowa likwidacja kontraktów spowodowałaby bardzo wiele trudnych sytuacji życiowych poszczególnych pielęgniarek. Przecież kontrakt to samozatrudnienie, inne zasady opodatkowania. Ludzie zaciągają kredyty, biorą leasingi, bo taki właśnie mają pomysł na życie. Ustawodawca nie może tego jednym ruchem przekreślić. Z drugiej strony ustawodawca nie może zrobić tego, co chce Ministerstwo Zdrowia, czyli "hulaj dusza, piekła nie ma".
- Czy ten spór ma wpływ na pacjentów?
- Pacjenci otrzymują informacje, że rząd nie dba w sposób wystarczający o bezpieczeństwo pacjenta. Brak nam rozwiązań, które chroniłyby pacjenta. I nie chodzi tu tylko o kontrakty czy umowy o pracę. Problem polega na tym, że pielęgniarka i w jednej, i w drugiej formie zatrudnienia może pracować w dwóch miejscach ponad swoje siły.
Marek Balicki
Były minister zdrowia. SLD