A potem - bohaterscy rodzice, którzy zdecydowali się wychować i dać miłość własnym dzieciom, muszą być zostawieni sami sobie. Bo państwo nie robi w ich sprawie nic. No, prawie nic. Pomocy nie załatwi uderzająca ewidentnie w klasę średnią tzw. danina solidarnościowa. To pomysł mało rozsądny, wymyślony ad hoc po to, by doraźnie ugasić pożar. W rzeczywistości co najwyżej może wszystkich zdenerwować. Żeby było jasne - spór nie dotyczy służby zdrowia, w której problemy narastały przez lata, ich rozwiązanie faktycznie jest bardzo trudne. Nie dotyczy górnictwa ani milionów emerytów. Mowa o kilkuset tysiącach osób. Ludziach, którzy faktycznie - nie z własnej winy - potrzebują pomocy. Kwoty, jakich się domagają, mogą znacząco poprawić jakość życia rodziców i ich dzieci. A w skali budżetu państwa są naprawdę śmieszne. Naprawdę nie trzeba szukać ich, uderzając w jakąś grupę społeczną - w tym wypadku klasę średnią.
Jest jeszcze jedna rzecz - politycy PiS w czasach PO słusznie krytykowali poprzedni rząd właśnie za brak rozsądnej polityki wobec osób niepełnosprawnych. Dziś wchodzą w buty poprzedników. Więc niech nie dziwią się, że padają w ich kierunku bardzo gorzkie słowa. Rodzice niepełnosprawnych dzieci każdego dnia zdają egzamin ze swojego człowieczeństwa i (nieważne, czy są wierzący) ewangelicznej miłości. Egzamin ten oblali politycy, w tym także niektórzy mający konserwatywne wartości wpisane na sztandary.
Zobacz: Przemysław Harczuk: PiS jeśli przegra, to sam ze sobą