"Super Express": - Sąd UE w Luksemburgu odrzucił skargę Polski na limity emisji CO2, przyznane nam na najbliższe lata. Na nic zdały się nasze tłumaczenia, że Komisja Europejska wyliczała je ze szkodą dla Polski - na podstawie zużycia gazu ziemnego, a nie węgla, który jest podstawą funkcjonowania naszej gospodarki. To kolejny dowód na to, że nikt nie rozumie specyfiki gospodarek naszej części Europy?
Konrad Szymański: - Sędziowie postąpili niesprawiedliwie. Co więcej, wydaje się, że nie pochylili się właściwie nad argumentami, które podniosła Polska, wskazując, że przez wprowadzenie odniesienia do spalania gazu nawet najnowocześniejsze zakłady w Polsce będą płaciły więcej niż ich odpowiedniki w krajach Europy Zachodniej. Sędziowie zlekceważyli fakt, że decyzja UE to zmiana reguł w trakcie gry. Pod znakiem zapytania postawiono trudny kompromis, który przyjęła Polska w 2008 r. Nagle okazało się, że limity emisji oblicza się na podstawie zużycia gazu, a nie węgla. To była bardzo nielojalna wobec nas decyzja, a wyrok sądu UE robi wrażenie motywowanego poprawnością polityczną UE.
Patrz też: Konrad Szymański: Wygrała ignorancja
- Właśnie, sąd uznał bowiem, że jeśli wziąć pod uwagę polskie argumenty, nie byłoby odpowiedniej motywacji dla firm korzystających z technologii o wysokiej emisji CO2, aby przerzucić się na czystsze i bardziej ekologiczne instalacje.
- Ten argument robi wrażenie, jakby sędziowie nie znali realnej sytuacji przemysłu w Polsce; jakby nie rozumieli, w jaki sposób oparcie wyliczeń na zużyciu gazu ziemnego oddziałuje na polską gospodarkę. A oddziałuje tak, że zakłady produkcyjne często dużo bardziej nowoczesne niż firmy z tej samej branży na Zachodzie, a tak jest np. z produkcją papieru, są karane tylko dlatego, że używają energii wytwarzanej z węgla. Unijny sąd nie chce przyjąć do wiadomości, że te zakłady nie mają wyboru, bo innych dostawców energii nie ma.
- Odnoszę wrażenie, że Unia Europejska, odkąd mianowała się awangardą walki z efektem cieplarnianym, zachowuje się jak były palacz, który terroryzuje tych w szponach nałogu, aby wreszcie przestali palić. A ponieważ UE na postawy świata nie ma wpływu, szantażuje własnych członków. Skąd ta metoda kija, a nie marchewki?
- Oprócz ulegania wpływom poprawności politycznej, nie wykluczyłbym w przypadku sędziów sądu UE, że są podatni na pogląd, iż warto pomagać przemysłowi w starych krajach Unii. Ta ostatnia decyzja sądu niewiele ma wspólnego z polityką proekologiczną. Jest za to niezwykle wygodna dla istotnych sektorów przemysłu w Niemczech czy Francji.
- To nie teza ocierająca się trochę o teorie spiskowe?
- Czy jest to celowe, czy nie, efekt jest dokładnie taki sam. Tym bardziej że kiedy uważnie przeczytamy dyrektywy klimatyczne, to zauważymy, że celem polityki UE jest redukcja emisji CO2, a nie promowanie tej czy innej technologii. Dyrektywy klimatyczne mówią, że ta polityka powinna być technologicznie neutralna. Wiele polskich zakładów jest bardziej efektywnych niż w UE. Cele redukcyjne będą spełnione. Więc to zaostrzenie polityki klimatycznej ma tylko jeden sens - uderzenie w konkurencyjność kilku energochłonnych branż w Polsce.
Konrad Szymański
Europoseł PiS