"Super Express": - Parlament Europejski nieznaczną przewagą głosów przyjął poprawki, które już na etapie poszukiwań gazu łupkowego mają skutecznie utrudniać jego eksploatację. Jakie interesy zwyciężyły wśród europosłów?
Konrad Szymański: - Przede wszystkim wygrała ignorancja, podatność PE na ekologiczne strachy i nieprzywiązywanie wagi do faktów. A fakty są takie, że w Unii mamy już bardzo wysokie wymagania, jeśli chodzi o wszelkie inwestycje, które ingerują w środowisko naturalne. Poza tym pierwotnym celem nowelizacji było skrócenie i uproszczenie procedur. Parlament spowodował, że te procedury będą jeszcze bardziej skomplikowane i droższe, niż to było dotychczas.
- Wskazuje pan na lobbing ekologów, ale wiele mówi się także o tym, że to Gazprom, który jak ognia boi się rewolucji łupkowej w Europie, ugrał w PE swoje. To tylko teorie spiskowe czy Rosjanie prężnie działają wśród europarlamentarzystów?
- Trudno takie sądy wypowiadać, jeśli nie złapało się nikogo za rękę. Niemniej Gazprom obawia się ograniczenia europejskich rynków zbytu, szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej, gdzie ceny rosyjskiego gazu są najwyższe, a to ta część kontynentu ma największe szanse na łupkową rewolucję.
- Rosji skutecznie udało się wybić Bułgarom z głowy sny o gazowej potędze. Wpływy Kremla mogą sięgać dalej?
- Rzeczywiście w Bułgarii można było mówić o bardzo wyraźnym wpływie Gazpromu, ale w PE aż tak bardzo go nie widać. Jest jednak prawdą, że wysocy menedżerowie rosyjskiego giganta jeżdżą po Europie i z troską pochylają się nad środowiskiem naturalnym w Unii. Jest to odrobinę komiczne, biorąc pod uwagę fakt, że Rosja jest odpowiedzialna za najbardziej brudne inwestycje na Syberii. Sam transport powoduje ogromne straty ekologiczne. To popis hipokryzji na wielką skalę, ale w UE traktuje się to z zadziwiającą powagą.
- Sprawa nie jest jeszcze przegrana. Trafi ona teraz pod obrady Rady UE, gdzie przyszłość łupków będzie się rozstrzygać na poziomie rządów. Tam głos rozsądku zwycięży?
- Przede wszystkim nasi dyplomaci muszą cały czas przypominać, że mandat PE jest bardzo słaby. Podzielił się on niemal pół na pół i jest to bardzo ważny fakt, ponieważ to wyjątkowo rzadka sytuacja, aby PE w kwestii legislacyjnej był tak silnie podzielony. Inna sprawa, że Polska nie jest jedynym krajem zainteresowanym rozwojem branży łupkowej. Jest też Wielka Brytania czy Holandia. I wiele państw, które w tej sprawie są neutralne. Pole manewru jest duże, ale trzeba umiejętnie tę sprawę rozegrać, aby wyeliminować te szkodliwe poprawki, które wprowadził PE, a które sprawią, że branża łupkowa nie będzie mogła się w Europie rozwijać.
- Przykład Ameryki, w której rewolucja łupkowa dała silny impuls do rozwoju gospodarki, powinien przemówić do większości przywódców europejskich, którzy szukają sposobu wyjścia UE z kryzysu.
- Zadziwiające jest to, że wielu polityków w Unii uważa wysokie ceny energii za coś pozytywnego. To teoria promowana przez Zielonych, którzy uważają, że jeśli zawyży się ceny energii z tradycyjnych źródeł, otworzy się rynek na całkowicie dziś nieopłacalne źródła odnawialne. Taka hipoteza jest w UE bardzo popularna, ale niezwykle szkodliwa dla gospodarki, ponieważ wysokie ceny hamują jej rozwój.
- Paradoksem jest to, że jeżeli ceny gazu będą utrzymywać się na wysokim poziomie, daje to szansę węglowi - najtańszemu paliwu konwencjonalnemu, dużo bardziej szkodliwemu dla środowiska niż wydobycie gazu łupkowego.
Właśnie. Problem emisji CO2 jest kluczowym zmartwieniem dla ekologów w UE. Jednak cała ta polityka ekologiczna w UE kończy się tym, że to w USA spala się węgla coraz mniej, a w Unii mimo kosztownej polityki klimatycznej emisje CO2 rosną. To spektakularny przykład rozminięcia się politycznych intencji i źle dobranych środków. Jednak emisja CO2 to nie moje zmartwienie. Dla nas najważniejsze jest dziś uchronić branżę łupkową przed biurokratycznym koszmarem, jaki przygotowuje się w Brukseli.
Konrad Szymański
Europoseł PiS