Aneks do raportu Macierewicza. Prof. Romuald Szeremietiew: Komuś zależy na skłóceniu Polaków

2014-08-19 4:00

- WSI niestety obrosły patologiami, ale miały też ich wiele wewnątrz. I to się rozwijało pod niezbyt czujnym okiem kolejnych ministrów obrony narodowej - komentuje prof. Romuald Szeremietiew w rozmowie z Super Expressem.

"Super Express": - Tygodnik "Wprost" opisuje dokumenty, z których wynika, że prezydent Bronisław Komorowski mógł kryć fundację wyciągającą pieniądze z Wojskowej Akademii Technicznej i mieć podejrzane kontakty z handlarzami bronią.

Prof. Romuald Szeremietiew: - Szczerze mówiąc nie rozumiem, dlaczego coś takiego się dzieje.

- Redaktor Wojciech Sumliński twierdzi, że te teksty to próba rozmontowania cięższych zarzutów wobec prezydenta Komorowskiego.

- W ogóle nie odbieram tego typu sygnałów od momentu, w którym w Polsce toczy się jakaś niezbyt czysta gra. I nie bardzo wiadomo, jakie są podmioty, które tę grę uruchamiają. Komuś wyraźnie chodzi o jeszcze większe skłócenie polskiego społeczeństwa i elit. Tego typu elementy rozkładu nie wyglądają dobrze w świetle tego, co dzieje się na Wschodzie.

- Czyli inwazji Rosji na Ukrainę?

- Patrzę na to w kontekście państwa, a nie tego czy innego prezydenta jako nazwiska. Państwo polskie znajduje się w tej chwili w sytuacji, w której siły zewnętrzne zainteresowane są wykluczeniem nas z aktywnego uczestnictwa w polityce, która dotyczy naszego bezpieczeństwa. Minister spraw zagranicznych Polski został już wyeliminowany z rozmów dotyczących sytuacji na Ukrainie...

- To akurat stało się niezależnie od tego, czy jakieś dokumenty się pojawiły, czy nie...

- Bo tu nie chodzi o publikacje. Chodzi o pewne działania, które mają uniemożliwić Polsce aktywną, podmiotową rolę w polityce. To nie muszą być teksty czy nagrania rozmów. Rosja z upodobaniem stosuje metody, które maksymalnie dezorganizują państwa, które wezmą sobie na cel.

Zobacz: Ściśle tajne akta Macierewicza w rękach "Wprost"! Prezydent Komorowski kontaktował się z handlarzami bronią?!

- Te dokumenty Wojskowych Służb Informacyjnych odbijają się czkawką po wielu latach...

- WSI niestety obrosły patologiami, ale miały też ich wiele wewnątrz. I to się rozwijało pod niezbyt czujnym okiem kolejnych ministrów obrony narodowej. Konstrukcja była taka, że jedynym przełożonym WSI był szef MON, ale nie miał on żadnych instrumentów, za pomocą których mógłby te służby kontrolować. "Kontrola" sprowadzała się więc do tego, że kolejni szefowie WSI kolejnym ministrom coś tam meldowali. Nikt nie miał jednak pojęcia, czy meldują prawdę, czy nie.

- Meldowali prawdę?

- Dziś wiemy, że należało w to raczej wątpić. W związku z tym potrzebna była co najmniej bardzo głęboka reforma. I rozwiązanie WSI nie było wcale czymś, co kwestionowała większość poselska, zarówno z PiS, jak i PO. Teraz można dyskutować, jak się to formalnie odbyło, czy minister Macierewicz przeprowadził to tak, czy inaczej. Nie ulegało jednak wątpliwości, że coś zdecydowanego z WSI trzeba było zrobić, bo sytuacja tam była chora.

- Jak chora?

- W WSI byli oficerowie, którzy traktowali swoją pracę poważnie, spotykałem takich ludzi. Natomiast było wielu, którzy zajmowali się swoimi biznesami. Kierując pewnym pionem w resorcie obrony musiałem korzystać z ich pracy i mam na jej temat złe opinie. Mówię to jako były przełożony, niezależnie od tego, że "mieszali" w mojej sprawie. Ta ich praca, zabezpieczanie, nie wychodziło dobrze.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail