Głośnym echem odbiły się słowa, które padły w Sejmie tuż po tym, gdy Sejm wskazał w głosowaniu, by to Donald Tusk został kandydatem na premiera. Donald Tusk zabrał głos z mównicy, dziękował wyborcom, ale też swoim bliskim. Wspomniał też o dziadkach: - Jestem to winny obu moim dziadkom, dedykuję to panu prezesowi, słyszałem "do Berlina", "fur Deutschland". Tę płytę nagrał Jacek Kurski. Twój brat mówił, że nie widział takiego łajdaka jak Kurski, po tym, co zrobił. Dlatego chciałem to zwycięstwo dedykować obu moim dziadkom, byli obaj kolejarzami. Mieli karty Polaka, obaj spędzili wojnę w obozach koncentracyjnych. Im tę wygraną też dedykuję - powiedział. Na te słowa niemal w jednej chwil zareagował Jarosław Kaczyński. Nagle pojawił się na mównicy i rzucił jednym zdaniem wprost do Tuska: - Ja nie wiem, kim byli pana dziadkowie, ale wiem jedno, pan jest niemieckim agentem!
O te sejmowe spięcie został zapytany na antenie radia Zet w piątek (15 grudnia) były prezydent Bronisław Komorowski. Od razu zaznaczył, że podziwia Donalda Tuska, że z kamienną twarzą przyjął to bez odpowiedzi. Po czym dodał: - Ja też byłem dla tego obozu „Komoruskim”, co jest rzeczą obraźliwą w kontekście też historii mojej rodziny. Tak, jak oskarżenie o agenta niemieckiego jest obraźliwe w kontekście historii rodziny Tuska.
Były prezydent przyznał, że w zaistniałej sytuacji są dwie metody działania: - Są dwie metody. Albo zlekceważyć Kaczyńskiego i uznać, że jest zdziwaczałym staruszkiem, który nie wie, co gada i nie należy wchodzić w polemikę, albo wytoczyć proces, który będzie trwał lata. To się kwalifikuje na proces. To jest hańbiące, nieuzasadnione, nieuczciwe oplucie drugiego człowieka i ważnego funkcjonariusza państwa polskiego - przyznał Komorowski.
NIŻEJ ZOBACZYSZ, JAK W BUDZIE RUSKIEJ MIESZKA BRONISŁAW KOMOROWSKI