O sprawie poinformował portal NaTemat.pl, wskazując, że 12 sierpnia poinformowano o zmianach w zarządzie Polskiego Związku Badmintona. - W związku z rezygnacją z członkostwa w Zarządzie Tomasza Poręby i Arkadiusza Kaweckiego zgodnie ze Statutem PZBad na ich miejsce zostają powołane Ewa Lesiuk i Dominika Guzik – Płuchowska, a na stanowisko wiceprezesa zostaje powołany Marek Krawczyk - napisano w oficjalnym oświadczeniu. Tymczasem według danych ministerstwa sportu były europoseł PiS zdążył jeszcze znaleźć się w delegacji i poleciał na igrzyska jako działacz na IO w Paryżu, gdzie Polacy... w badmintona nie grali. Co więcej, z owej wycieczki Poręba wrócił 11 sierpnia, czyli już dzień później zrezygnował z członkostwa w zarządzie PZBad.
Zobacz: Lech Wałęsa ocenił marszałka Szymona Hołownię: to kaznodzieja, nie chcemy go na prezydenta
Minister sportu Sławomir Nitras przekazywał mediom w środę, "że sprawą niedopuszczalną jest pobyt na igrzyskach przedstawicieli związków, których zawodnicy nie wywalczyli ani jednej kwalifikacji". - W tej grupie znalazło się 12 polskich związków sportowych (m.in. PZBadmintona), które do Paryża wysłały 17 działaczy plus cztery osoby towarzyszące - wymieniał.
Sprawdź: Przeciwnicy Donalda Tuska będą mieli używanie! To już oficjalne! Premier dostanie nagrodę od Niemców
W rozmowie z "Faktem" do sprawy odniósł się oskarżany. - Byłem w Paryżu przez pięć dni jako wiceprezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego, odpowiadając za relacje międzynarodowe. Nigdy wcześniej, gdy byłem w polityce, nie wyjeżdżałem na olimpiady – oświadczył stanowczo. - Uczestniczyłem w wielu spotkaniach, które na miejscu miałem już wcześniej zaplanowane. Oto cała tajemnica mojego wyjazdu i dlatego prostuję informację podaną przez media i ministerstwo, chociaż wiem, że mleko się wylało, a na mój temat napisano dużo nieprawdy - dodał.
Przy okazji odniósł się do koincydencji czasowej, którą wskazano. - No właśnie i to jest taka koincydencja zdarzeń, która bardzo działa na moją niekorzyść. Otóż byłem umówiony z zarządem związku badmintona i z jego prezesem, że pracuję do olimpiady w Paryżu. Moje życie teraz się diametralnie zmieniło, odszedłem z polityki, różne zajęcia mnie znacząco po prostu ograniczają czasowo. Wiedziałem, że nie będę miał możliwości, żeby się zajmować badmintonem. I umówiliśmy się z prezesem jakiś czas temu, że zostaję do czasu Paryża - tłumaczył.
Podkreślił przy tym stanowczo, działając w ostatnich latach w Polskim Komitecie Olimpijskim oraz Polskim Związku Badmintona, nigdy nie pobierał pensji i pracował pro bono. - Mieszkam w Brukseli od 20 lat. Mam mnóstwo międzynarodowych kontaktów. Starałem się to wykorzystać w budowaniu sportowych relacji z Polską - zapewnił.
- Te oskarżenia są obrzydliwe, niesprawiedliwe, nieuczciwe, nieprawdziwe. Nie mają one nic wspólnego z rzeczywistością i tak naprawdę nadaje się to na pozew - dodał, odpowiadając na słowa ministra sportu, który zasugerował, że ""Polski Związek Badmintona został przez m.in. pana Porębę wykorzystany jako pas transmisyjny pieniędzy publicznych do realizowania kampanii PiS".