Na pytanie prowadzącego o genezę dzisiejszych podziałów politycznych w USA Andrzej Kohut zwrócił się do historii najnowszej. - Dobrym punktem wyjścia jest połowa zeszłego wieku i lata 60., bo to okres kiedy Stany Zjednoczone zaczynają się zmieniać. Z jednej strony mamy rewolucję kulturową, duża część społeczeństwa podąża w lewą stronę, liberalizuje się. Z drugiej strony strona konserwatywna zaczyna czuć, że z państwem dzieje się coś nie w porządku. Powstaje wówczas ten koncept milczącej większości, która nie jest zadowolona z tego, co się dzieje, ale nie manifestuje tego na ulicach, jak zwolennicy rewolucji kulturowej. Wtedy to się zaczyna, rozjeżdża bardziej w kolejnych dekadach i przyspiesza wraz z rewolucją medialną w Stanach Zjednoczonych. Ważnym momentem, jest usunięcie regulacji Federalnej Komisji Łączności, która stanowiła, że media tworząc swój przekaz, powinny być jak najbardziej obiektywne, że powinny przedstawiać rację po obydwu stronach. Niestety z perspektywy konserwatystów tak się nie działo. Oni byli przekonani, że są w tym przekazie dyskryminowani, że te racje liberalne są przedstawiane w sposób bardziej uczciwy, a ich przedstawiane w sposób mniej uczciwy. Gdy ta regulacja została zniesiona, to tak naprawdę dżin został wypuszczony z butelki, bo ci konserwatyści, którzy zaczęli tworzyć nowe media, mieli poczucie, że są już zwolnieni z obiektywizmu, bo strona liberalna i tak już jest mocno reprezentowana, więc brakuje nogi konserwatywnej i należy na niej się skupić. I tak tworzą się media tożsamościowe, to ewoluuje, ważną cezurą jest tutaj powstanie Fox News. I teraz wychodzą z założenia, że obiektywizm polega na tym, by pojawiły się media konserwatywne w opozycji do mediów mainstreamowych i to razem stworzy pluralistyczny system medialny nie w ramach jednego medium, ale w ramach opozycji do mediów liberalnych. I na to później nakłada się powstanie internetu i zejście możliwości budowania przekazu na poziom społeczny, gdzie każdy może być twórcą informacji, co prowadzi do jeszcze bardziej radykalnego przekazu, bo to pomaga w walce o uwagę wyborców. A to z kolei wpływa na polityków, którzy widzą szansę, by do tego spolaryzowanego elektoratu uderzyć - ocenił ekspert.
Gdy prowadzący zauważył, że podział w Stanach Zjednoczonych przebiega tak głęboko, że powstają nawet dowcipy, które odwołują się do żartów o dwóch prognozach pogody - dla republikanów i demokratów - Andrzej Kohut stwierdził, że podział następuje niemal na każdej płaszczyźnie i to nie jest żart. - To rzeczywiście powtarza się na każdym polu. W wypadku każdej kontrowersyjnej kwestii: aborcja, prawo do noszenia broni, globalizacja, na szczęście nie pomoc Ukrainie - jeszcze - mam nadzieję, że to się szybko nie zmieni. Mamy podział polegający na tym, że republikanie są po jednej stronie, a demokraci po drugiej. Nie ma jednych mediów, które byłyby oglądane przez jednych jak i drugich i respektowane przez obydwie strony. Jedną z praprzyczyn jest bardzo niski poziom zaufania do mediów mainstreamowychi klasy politycznej, zwłaszcza po stronie republikanów. To sprawia, że grupa ta jest podatniejsza na tego rodzaju narrację, jak ta z 2020 roku. Gdy ktoś mówi im, że wybory zostały sfałszowane, wydaje im się to bardziej prawdopodobne niż stronie demokratycznej, bo od kilku dekad żyją w przekonaniu, że ta ich strona jest dyskryminowana w tym mainstreamowym dyskursie, że są pokrzywdzeni, spychani na margines i tym łatwiej im uwierzyć, że znowu ktoś starał się ograniczyć prawo głosu, uderzając w ich prezydenta, w tym wypadku w Donalda Trumpa - ocenił Kohut.
- Wyborców pomiędzy republikanami i demokratami nie ma i są. Badania pokazują, że ta polaryzacja sięgnęła już bardzo daleko i kolejne wybory trochę to potwierdzają. Nawet jeśli zwiększy się elektorat i będzie więcej osób przy urnach, to oni bardzo radykalnie podzielą się między podstawowych kandydatów republikańskiego i demokratycznego. Ale jeszcze jakieś elementy tego elektoratu umiarkowanego wciąż są. Bardzo ciekawa sprawa pojawiła się ostatnio w Kansas, gdzie doszło do głosowania nad zmianą konstytucji stanowej, do której po wyroku Sądu Najwyższego znoszącego legalność aborcji na ternie USA i przesunięciu tej kompetencji na poziom Stanów, politycy republikańscy z Kansas chcieli wprowadzić zakaz aborcji do stanowej konstytucji. To zostało poddane referendum i w tym referendum 60 proc. obywateli Kansas odrzuciło tę propozycję, mimo że jest to stan, w którym wcześniej bez problemu wygrywał Donald Trump. Oznacza to więc, że jest elektorat republikański, który nie ma takiego zdania w sprawie aborcji, jak ten partyjny beton. Oznacza to, że wciąż istnieje możliwość głosowania ponad podziałami, ale jedynie w konkretnych sprawach, a raczej nie w wyborach politycznych. To jest niepokojący sygnał. Jest taka miara, którą próbowano zbadać jak głęboka jest polaryzacja w USA, pokazując jak często zdarza się, że amerykański wyborca głosuje jednocześnie na np. prezydenta republikańskiego i powiedzmy senatora czy kongresmena spośród demokratów. Kiedyś zdarzało się to dużo częściej, obecnie jest to znacznie trudniejsze do wyobrażenia, że ktoś głosuje na Donalda Trumpa i demokratycznego senatora - powiedział Andrzej Kohut.
- Kwestie kulturowe są tymi kwestiami, które budzą największe emocje, bo są kwestiami tożsamościowymi. Często są znacznie bliższe niż prosta kalkulacja ekonomiczna wśród wyborców. Wśród tego najtwardszego elektoratu kwestie te są szczególnie istotne. Bardzo ciekawym testem tej tezy są nadchodzące na jesieni wybory. Nadchodzą wybory w USA, gdzie to kwestie ekonomiczne mogą być najważniejsze. Wyborcy amerykańscy w badaniach dotyczących tego, co ich niepokoi najbardziej, pokazują, że to ceny benzyny, pogarszające się standardy życia, ceny mieszkań i to może przełożyć się na słaby wynik demokratów. Są jednak także kwestie światopoglądowe, przede wszystkim aborcja, na którym to temacie demokraci starają się teraz budować. I zobaczymy, czy kwestia tożsamościowa pozwoli zmobilizować demokratyczny elektorat, a może i nawet uszczknąć umiarkowanych wyborców republikanom - podsumował Kohut.