- Czy widzi Pan jakąś szansę na to, żebyśmy odetchnęli ze spokojem? - zaczął Jan Złotorowicz w rozmowie z kmdr Maksymilianem Durą. - I tak i nie, ponieważ tutaj są pewne rzeczy, które mnie niepokoją. Są to rzeczy techniczne i są to rzeczy związane z samym wydarzeniem. Ja jestem zdziwiony opieszałością polskich władz, które nie wydały szybko komunikatu, który mógłby uspokoić polskie społeczeństwo. Myśmy wiedzieli o tym, że doszło do jakiegoś zdarzenia już o 17:00, natomiast oficjalny komunikat został wydany po 22:00. Przypomina mi to dowcip z czasów PRL, gdy wszyscy się pytają, co się w Polsce robi, gdy jest powódź? Zbiera się ziemniaki, buraki? Nie, najpierw zbiera się egzekutywa. Taki komunikat, który pojawił się o 22:00 spokojnie mógł być wydany o 17:00 i nie wskazując na winnego, bo rzeczywiście wskazanie winnego nawet dzisiaj jest bardzo trudne. No to jest coś nad czym zdecydowanie należałoby się zastanowić w jaki sposób uspokajać społeczeństwo, gdy dochodzi do sytuacji kryzysowej. Tutaj rząd nie spełnił swojego zadania - oceniał wojskowy.
Komandor odniósł się do kolejnego niepokojącego go wątku w całej sytuacji z wybuchem w Przewodowie. - Druga rzecz, która jest dla mnie dziwna, to jest sposób podejścia do całej sytuacji, co będzie, gdy okaże się, że to jest ukraiński pocisk przeciwlotniczy. Wiele ludzi uważa, że sprawa zostanie zamknięta. Natomiast nie. Ja cały czas twierdzę, że nieważne jest, kto wystrzelił rakietę. Winna jest Federacja Rosyjska, bo ona doprowadziła do tej sytuacji i to ona jest winna temu, że pocisk, nawet ukraiński, przeleciał przez polską granicę. Kraje biorące udział w konflikcie, jak Federacja Rosyjska, powinny zakładać strefę bezpieczeństwa, która zabezpiecza kraje niebiorące udziału w konflikcie. Rosjanie tego nie zrobili. Złamali wszelkie zasady obowiązujące w cywilizowanym państwie i zaatakowali tereny znajdujące się przy granicy. I to jest związane z tym, że ta wina spada na nich. Jak za to odpowiedzą, o tym zadecyduje NATO - mówił komandor Dura.
- Czy po komunikacie Joe Bidena, wedle którego pocisk należał do ukraińskiej obrony przeciwlotniczej możemy wszelkie rosyjskie prowokacje wykluczyć, czy wciąż ta sprawa jest w grze? - dopytywał komandora Jan Złotorowicz. - Jest w grze cały czas. Z tego, co mówią komunikaty, które nie są przekazami oficjalnymi, to jest to fragment rakiety S-300. S-300 to system, który jest na wyposażeniu Federacji Rosyjskiej. Niedaleko miejsca uderzenia, bo 170 km dalej systemy S-300 znajdują się na Białorusi. Ma w zasięgu więc ten obszar. Możliwości jest więc wiele. Sprawa z punktu widzenia tego, komu możemy udowodnić winę, jest bez sensu. Musimy pamiętać o tym, że winna jest Federacja Rosyjska. Po pierwsze zaatakowała Ukrainę, a po drugie przeniosła konflikt pod granicę z innymi państwami. To jest bardzo niebezpieczne, ale Rosjanie dobrze to wiedzą - podsumował komandor Dura.