Kluczowym problemem Kijowa jest Moskwa

2010-01-19 2:00

Europejskie i rosyjskie reakcje na wybory prezydenckie na Ukrainie komentują dla "SE" ekspert brukselskiego EPC Amanda Paul i rosyjski dziennikarz Władimir Kirjanow

"Super Express": - Jakie reakcje wzbudziły w Brukseli wyniki wyborów na Ukrainie?

Amanda Paul: - Nie było zaskoczenia, gdyż potwierdziły się wcześniejsze wyniki sondaży. W kontekście przyszłego członkostwa Ukrainy w Unii ani zwycięstwo Julii Tymoszenko, ani Wiktora Janukowycza nie znaczy jednak niczego konkretnego. Liczyć się będą dopiero ich działania po objęciu urzędu. Oczywiście docierały tu ostre komentarze dotyczące UE, ale każdy ma świadomość wymogów kampanii wyborczych. Prawdziwa polityka jest inna i wszyscy zwlekają z komentarzami do pierwszych miesięcy rządów nowego prezydenta.

- W Polsce pewien wpływ na rzeczywistość polityczną i wybory miała w latach 90. perspektywa rozszerzenia UE o nasz kraj…

- Nie sądzę, żeby można było porównywać sytuację Polski czy któregokolwiek z krajów "dziesiątki" z ostatniego rozszerzenia do Ukrainy. Oczywiście ani Kijów, ani Moskwa tego nie potwierdzą, ale olbrzymią rolę grają tu szczególne stosunki i wpływy Rosji na Ukrainie. Rolę, której nie grały w żadnym z krajów obecnej Unii.

- Rosyjskie wpływy i polityka są główną przeszkodą na drodze Ukrainy do Unii?

- Są jedną z przeszkód. Nie można bowiem zapominać o sytuacji wewnętrznej, choćby gospodarczej. Od czasów pomarańczowej rewolucji Ukraina nie poczyniła zbyt wielu postępów. Ale element rosyjski jest w oczywisty sposób kluczowy. Trudno też uwierzyć, że nie tylko obecne, ale i przyszłe władze Rosji zgodziły się na członkostwo Ukrainy w Unii. Nie widzę żadnej przesłanki, żadnego powodu do tego, by Moskwa zmieniła swoje stanowisko. Korzysta z olbrzymich wpływów na Ukrainie, może tym grać… W dającej się przewidzieć przyszłości Rosją nadal będzie rządziła ekipa Putina. Skąd miałby zatem wziąć się przełom? W związku z tym wielu zachodnich polityków automatycznie kojarzy Ukrainę z Rosją. Dowodem takiej zbitki było choćby przesłuchanie Katherine Ashton, nowej szefowej dyplomacji UE. Wiem, że nie brzmi to optymistycznie, ale takie są realia. Nie można też zapominać o "zmęczeniu rozszerzeniem" w samej Unii Europejskiej, a zwłaszcza w krajach zachodnich. Społeczeństwa i politycy w wyraźny sposób odwlekają jakąkolwiek dyskusję na temat kolejnego rozszerzenia, tym bardziej o kraj tej wielkości.

- Zastanawiam się, czy wśród unijnych bądź zachodnich polityków pojawia się pewne poczucie winy, kiedy słyszą o porażce "pomarańczowych"?

- Nie ulega wątpliwości, że Unia Europejska i Zachód mogły w kwestii Ukrainy zrobić dużo więcej. Wsparcie dla europejskiego kierunku zmian było niewystarczające. Musimy jednak pamiętać, że po stronie ukraińskiej nie zawsze była wola, bądź choćby jednomyślność działań dotyczących Unii Europejskiej. Nie powiedziałabym też, że 5 lat od pomarańczowej rewolucji zostało zupełnie zmarnowane. Na kilku polach sytuacja uległa poprawie. Choć nadzieje, jak i szanse były dużo większe. W Brukseli widać, że liderzy Unii spodziewają się po zakończeniu wyborów jakiegoś "nowego początku" i przemawiania jednym głosem. Są też nadzieje, że prezydent o silniejszej pozycji będzie szybciej wprowadzał pewne reformy, od których nie może być odwrotu.

Amanda Paul

Główny analityk polityczny i dyrektor programowy brukselskiego think tanku European Policy Centre

Czytaj także: Rosja zadowolna z wyborów na Ukranie