Kiszczak napisał ten list 5 kwietnia 1996 r. i zaadresował do dyrektora Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Tłumaczył w nim, dlaczego ukrywał tajne akta w swoim domu. "Załączone dokumenty dot. współpracy Lecha Wałęsy z SB do 1989 r. chroniłem przed ich wykorzystaniem do jego kompromitacji a także Ruchu, któremu przewodził" - napisał odręcznie Kiszczak. Dodał też, że nie chciał, by po 1989 r. zostały one zniszczone albo żeby służyły do rozgrywek politycznych, "zarówno przez ludzi prawicy, jak i lewicy".
Były szef SB sugerował, żeby zebrane przez niego akta "w spokojnych czasach" udostępniono "poważnym naukowcom historykom". Jego zdaniem powinno to nastąpić nie wcześniej niż 5 lat po śmierci Lecha Wałęsy.
Tymczasem wdowa po generale, Maria Kiszczakowa (82 l.), która zgłosiła się do IPN z propozycją sprzedaży dokumentów i rozpętała w ten sposób burzę, żałuje tego, co zrobiła. - Są to dokumenty, które zagrażają Wałęsie jako bohaterowi, a mój mąż chciał go chronić! - powiedziała dziennikarzom. - Żałuję tego i przepraszam go - dodała.
Sprawdź: Teczki Wałęsy w IPN. Wałęsa o Kiszczaku: Łajdak! Te dokumenty to śmieci! (RELACJA)