– Iza Olchowicz jest od 2010 r. na moim wyłącznym utrzymaniu, choć nie żyjemy już wspólnie od ponad czterech lat. W tym roku otrzymała już ode mnie 35 000 zł. Nie rozumiem, dlaczego systematycznie i bez opamiętania szkaluje mnie – napisał w internecie.
To pokłosie środowej rozprawy eksmałżonków przed warszawskim sądem apelacyjnym. Izabela i były premier od dłuższego czasu nie mogą dojść do zgody w sprawie alimentów. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, Marcinkiewicz chciałby płacić byłej żonie 2 tys. zamiast zasądzonych 5 tys., a na dodatek domaga się rozwodu z winy żony. Ta jednak ma mu sporo do zarzucenia. – Od pięciu miesięcy płaci nieregularnie po 1–2 tys. zł. Jakiekolwiek prośby i upomnienia są ignorowane, pozostawione bez jakiegokolwiek tłumaczenia – powiedziała nam Izabela po rozprawie. W sądzie Marcinkiewicz nie chciał komentować sprawy alimentów, a na pytanie w tej sprawie rzucił jedynie „dzień dobry”. Na wyznanie zdecydował się dopiero po artykule w „SE”.
ZOBACZ TAKŻE: Kaziu Marcinkiewicz jest mi winien 12 000 zł
Izabela od dłuższego czasu zmaga się z chorobą barku, która jest następstwem wypadku samochodowego z 2014 r. – Potrzebuję pieniędzy na leczenie. Potrzebuję ciągłej opieki przy myciu się, ubieraniu. Ze względu na obciążenie psychiczne chodzę na psychoterapię dwa razy w tygodniu – mówiła nam.