W środę w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie odbyła się ich kolejna rozprawa. Oboje wciąż nie mogą się porozumieć w sprawie alimentów. Jak ustalił nieoficjalnie "SE", były premier chciałby płacić Izabel 2 tys. zamiast 5 tys. zł. Od kilku miesięcy zalega z płatnościami. - Obecnie z tytułu zaległości alimentacyjnych Kaz jest mi winien około 11-12 tysięcy złotych. Alimenty zostały mu zasądzone w styczniu 2016 roku w wysokości 5 tysięcy złotych miesięcznie. Od pięciu miesięcy płaci nieregularnie po 1-2 tys. zł. Jakiekolwiek prośby i upomnienia są ignorowane, pozostawione bez jakiegokolwiek tłumaczenia - zapewnia nas Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz.
Co na to Kazimierz Marcinkiewicz? - Dzień dobry - powiedział nam z uśmiechem, gdy zapytaliśmy go o zaległości alimentacyjne. I odszedł. - Nie będziemy niczego komentować - rzuciła za to adwokatka byłego polityka PiS.
W sądzie para, która przed laty tak ostentacyjnie obnosiła się ze swoim gorącym uczuciem, zachowywała się jak zupełnie obcy ludzie. Jak widać na zdjęciach, Izabela ciągle walczy z chorobą barku. - Mam przeczulicę lewego barku i potrzebuję pieniędzy na leczenie. Potrzebuję ciągłej opieki przy myciu się, ubieraniu. Ze względu na obciążenie psychiczne chodzę na psychoterapię dwa razy w tygodniu, biorę leki przeciwbólowe na splot ramienny. Nie wiem, ale prawdopodobnie jest to długoterminowa dolegliwość - wyznaje nam.
To nie ostatnia ich wizyta w sądzie. - Kazimierz Marcinkiewicz wniósł o obniżenie alimentów do 2 tys. zł. Chce także, aby rozwód był z mojej winy - kwituje Izabela.
ZOBACZ: Metropolia śląska "stała się faktem"! Premier Szydło podpisała rozporządzenie w tej sprawie