Dmitrij Babicz: Katyń nazwano wstrząsającym

2010-04-06 6:35

Rosyjski publicysta komentuje pokaz filmu Andrzeja Wajdy oraz ujawnienie nowych dokumentów na temat zbrodni dokonanej na 21 857 polskich oficerach

"Super Express": - W Wielki Piątek w porze największej oglądalności ogólnorosyjski kanał Kultura wyemitował film Andrzeja Wajdy "Katyń", a po nim odbyła się dyskusja w studiu...

Dmitrij Babicz: - Wzięły w niej udział waż-ne osoby z punktu widzenia społecznego, politycznego, kulturalnego i naukowego życia Rosji. Za szczególnie cenną uważam refleksję Andrieja Artizowa, szefa państwowych archiwów: rzeczą straszną jest, że wciąż są w Rosji ludzie, którzy uważają, że dokumenty dotyczące zbrodni katyńskiej to fałszywki. Swoim autorytetem potwierdził, że wszystkie dokumenty, na którymi sprawuje pieczę, są zapisem prawdy: na wniosek władz Związku Sowieckiego wiosną 1940 r. NKWD rozstrzelało tysiące polskich oficerów.

Przeczytaj koniecznie: Andrzej Krzysztof Kunert: Rosja łamie swoje mity

- A reakcja pozostałych członów dyskusji?

- Wszyscy chwalili film i zgodnie nazwali go wstrząsającym. Nikita Michałkow - nasz słynny reżyser, a prywatnie przyjaciel Putina - stwierdził, że brakowało mu rozwinięcia obrazu zła w tym filmie, nadania mu twarzy i wyjaśnienia, dlaczego Stalin postanowił zamordować tych ludzi. Michaił Narinski - profesor MGIMO, kuźni kadr rosyjskiej dyplomacji - oponował, że zamysłem reżysera najwidoczniej było pokazanie maszyny śmierci, która pracuje, nie potrzebując ludzkich uczuć czy logiki i do której w pewnym momencie zostają podłączone polskie ofiary. Aleksander Czubarian z Rosyjskiej Akademii Nauk dopowiedział, że w tamtych czasach w ogóle nie jest łatwo znaleźć logikę - z trybów tej maszyny potrafili ujść z życiem zdeklarowani wrogowie systemu, a ginęli ludzie mu oddani. Ja jednak pokusiłbym się o odpowiedź, co motywowało sprawców oraz wszystkie szczeble organizatorów tej zbrodni i co ich w końcu zdradziło, choć myśleli, że łatwo zrzucą winę na Niemców.

- Co to takiego?

- Strach. W fazie organizacji zbrodni poszczególni urzędnicy odpowiadali za dostarczenie odpowiedniej liczby wagonów, wydanie amunicji, przywiezienie katów. Motywowani strachem, że zostaną im zarzucone jakieś uchybienia i staną obok rozstrzeliwanych, skrupulatnie sporządzali dokumenty poświadczające ich pracę. Wystarczyło przejrzeć dokumenty dotyczące konwojów: oto przywieziono kilka tysięcy Polaków na stację obok Katynia... i wagony wróciły puste. Tym tropem szli rosyjscy historycy i obrońcy praw człowieka - np. Natalia Liebiediewa czy Walentyna Parsadanowa - którzy ujawnili światu dowody zbrodni.


- Film zszokował Rosjan?

- Prawda została ujawniona przez oficjalne źródła już dwadzieścia lat temu, bardzo dużo o tym mówiono na początku lat 90. Kto nie chciał jej przyjąć - nigdy jej nie przyjmie i żaden film ich nie przekona. Obraz Wajdy dobrze wypełnia lukę w wiedzy o tym, co się działo między 1939 r. a połową czerwca 1941 r. Według starych podręczników istniał sowiecko-niemiecki pakt o nieagresji... i tyle. W filmie Wajdy dobitnie widać, jakie konszachty łączyły Związek Sowiecki i III Rzeszę, zanim Hitler go złamał. Myślę, że dla wielu widzów ciekawe było dowiedzieć się, że Polska miała swój stalinizm. Większości Rosjan Polska kojarzy się z liberalną wersją komunistycznego systemu.

- Padają zarzuty, że emisja filmu przyniosłaby większe rezultaty edukacyjne, gdyby odbyła się na kanałach cieszących się większą popularnością.

- Nie podzielam takiej opinii. Nawet gdyby zrobić dużą kampanię reklamową dla "Katynia", to widzowie Jedynki czy Dwójki, którzy zwabieni nią zasiedliby przed telewizorem, po dziesięciu minutach zmieniliby kanał, szukając filmu akcji czy programu rozrywkowego.

- Może więc Polacy powinni wydać kilka milionów dolarów na gaże dla gwiazd i nakręcić nowy "Katyń" z Bradem Pittem w roli oficera i Angeliną Jolie w roli jego żony?

- Nie. Są tematy, które nie nadają się do tego, żeby robić je w konwencji kina masowego, które spłyca wszystko, czego się dotknie. Chodzi nie o budżet, ale o podejście do tematu. W Rosji jest pięć kanałów federalnych - czyli dostępnych w całym kraju - a widzowie kanału Kultura to publiczność głodna ambitnego kina i pogłębionej dyskusji. To było godne miejsce dla tego filmu. A następnego dnia w programie "Wiesti niedieli" - jednym z głównych programów politycznych w rosyjskiej telewizji - na drugim kanale telewizji publicznej finansowanej z budżetu państwa wyemitowano duży materiał o tematyce katyńskiej, z fragmentami filmu i komentarzami w duchu propolskim.


- Skoro jest tak dobrze, to czemu prawie w tym samym czasie rosyjskie władze udzielają skandalicznej odpowiedzi rodzinom polskich ofiar skarżącym Rosję przed trybunałem w Strasburgu?

- To już ekwilibrystyka prawna. Sprzeczne odpowiedzi zdają się być specjalnością Rosyjskiej Prokuratury Wojskowej. Myślę, że stoi za tym obawa przed pozwami o odszkodowania, które przy tego typu zbrodni i takiej liczbie ofiar musiałyby się wiązać z olbrzymimi pieniędzmi. Zapewne doradcy prawni sugerują unikanie sformułowań, które pozwoliłyby na składanie takich pozwów. Choć z tego, co wiem, motywem rodzin ofiar nie jest chęć zysku - kierują się walką o dobre imię swoich bliskich.

- Kolejna sprawa, która idzie jak po grudzie: otwieranie archiwów.

- Większość dokumentów została dawno odtajniona. Wiem, że Natalię Liebiediewą frustruje to, że z Polski czasem płyną żądania wydania dokumentów, które już dawno są znane. Widać, że osoby, które wysuwają te żądania, nie wiedzą, czego się domagają - że analiza setek stron dokumentów nie jest ich domeną i nie jest im potrzebna. Bowiem po obydwu stronach nie brak ludzi, którzy nie chcą prawdy, lecz politycznej wygody. Łatwo jest ogłaszać: Rosja się nie zmienia, Putin jest jak Stalin. To ładnie wygląda jako tytuł w gazecie. Ale nie ma nic wspólnego z prawdą.

- Co nie zmienia faktu, że wszystkich dokumentów wciąż nie znamy...

- Postawię ryzykowną tezę: może to i dobrze? Właśnie z dokumentów dotyczących sprawy katyńskiej wiemy, że podwładni Berii tworzyli agenturę wśród tysięcy polskich oficerów. Byli to ludzie, którzy donosili na towarzyszy swojej niedoli: co mówią, czego chcą, co myślą o Związku Sowieckim. Wykorzystano ich, a następnie rozstrzelano razem z tą większością, która nie poddała się naciskom czy pokusom. Ich nazwiska pozostały czyste, są dla was bohaterami. Wyobraźmy sobie, co poczują ich rodziny, gdy takie informacje zostaną ujawnione? Przy czym wiadomo też, że enkawudziści, próbując się przypodobać swoim zwierzchnikom lub ze strachu przed nimi, często przypisywali sobie zasługę zwerbowania danego człowieka, podczas gdy w rzeczywistości pozostał on niezłomny.

Dmitrij Babicz

Publicysta i komentator agencji RIA Nowosti i miesięcznika "Russia Profile"