„Super Express”: – Kilku posłów Nowoczesnej odeszło z klubu parlamentarnego, tworząc wspólny klub z Platformą Obywatelską. Wśród nich Kamila Gasiuk-Pihowicz, bardzo rozpoznawalna posłanka waszej partii. Co się stało?
Katarzyna Lubnauer: – Chciałabym wierzyć, że to nie było motywowane chęcią jakichś osobistych korzyści, o których głośno w kuluarach Sejmu. Natomiast niewątpliwie dobry dowódca nie zostawia własnej armii. Tak samo przewodniczący klubu parlamentarnego. Nie można porzucać swoich ludzi. Ja w stosunku do swoich współpracowników, których mogę darzyć zaufaniem, wyznaje zasadę: „you'll never walk alone”. W walce politycznej, tak jak ja ją rozumiem, nigdy nie zostawia się podczas bitwy swoich towarzyszy broni.
– Wojciech Kałuża został wybrany radnym sejmiku województwa śląskiego z ramienia Koalicji Obywatelskiej. Gdy po wyborach przeszedł do Prawa i Sprawiedliwości, dając tej partii władzę nad regionem, spotkała go bardzo ostra krytyka. Czy politycy Nowoczesnej, przechodząc do innego ugrupowania i likwidując własny klub, nie zrobili w gruncie rzeczy tego samego co krytykowany przez nich samorządowiec ze Śląska?
– Takie porównania się pojawiają. Wskazywałam na to nie tylko ja, ale też wielu publicystów. Analogię między działaniem pana Kałuży a posłami, którzy opuścili nasze szeregi, zauważył też Władysław Frasyniuk. Ta ich postawa spotkała się z powszechną krytyką.
– Gdzie kilku się bije, ktoś inny korzysta. Czy po tym, co się stało, prezes PiS Jarosław Kaczyński zaciera ręce, a w siedzibie partii na Nowogrodzkiej chłodzą się szampany?
–To, co zrobiła Kamila Gasiuk-Pihowicz w porozumieniu z Platformą Obywatelską, bez wątpienia służy PiS-owi i mocno osłabiło Koalicję Obywatelską. Najgorsze jest to, że przywołano ponownie złe skojarzenia z praktykami partii władzy. Nie możemy walczyć z PiS, naśladując ich styl i praktyki.
– Czy to już koniec Nowoczesnej na polskiej scenie politycznej?
– Nie. Jutro mamy Radę Krajową z udziałem samorządowców. Chcemy pokazać, że odnieśliśmy sukces w wyborach samorządowych w ramach Koalicji Obywatelskiej, którą uważam za swój osobisty, a także naszych kandydatów sukces. Pokażemy Polakom, że nasza partia zakorzeniła się w samorządzie. To będzie wyraźny sygnał dla naszych struktur i wyborców, którego, jak wiem, oczekują Na pewno będzie też sygnał woli budowania szerokiej, wielkiej koalicji na wybory do PE i Sejmu w oparciu o kilka różnych ideowo podmiotów.
– Jednak po odejściu grupy posłów z Kamilą Gasiuk-Pihowicz na czele straciliście klub parlamentarny. Wielu obserwatorów uważa, że to już koniec…
– Partia to nie tylko posłowie. Ciekawe, że wszyscy skupiają się na zastąpieniu klubu kołem. Tymczasem są liczące się partie polityczne, które w ogóle nie mają żadnej reprezentacji w parlamencie. Wystarczy wspomnieć o Sojuszu Lewicy Demokratycznej. My mamy czternastoosobowe koło parlamentarne. Są w nim ludzie głęboko przekonani o tym, że trzeba dalej działać i walczyć o tożsamość Nowoczesnej.
– Czy po tym, co się stało, nie uważa pani, że poważnym błędem było pójście w koalicji z Platformą Obywatelską w wyborach samorządowych?
– Utworzenie Koalicji Obywatelskiej przed wyborami samorządowymi na pewno nie było błędem. Dlatego że Koalicja ta okazała się wspólnym sukcesem moim i Grzegorza Schetyny. Dzięki tej współpracy osiągnęliśmy sukces w miastach i dobry wynik w sejmikach. Udało się utrzymać osiem sejmików. Wybory samorządowe pokazały, że wspólna lista opozycji ma sens. Natomiast to, co stało w środę, spowodowało, że Koalicja Obywatelska w układzie dotychczasowym nie istnieje, ponieważ była to koalicja dwóch ugrupowań działających na partnerskich zasadach – PO i Nowoczesnej. Tu mamy do czynienia z wrogim przejęciem naszych posłów przez koalicjantów.
– Czy po takim czymś dalej będziecie chcieli wspólnej listy opozycji w wyborach parlamentarnych?
– Prowadzimy szeroko zakrojone rozmowy. Z Włodzimierzem Czarzastym, liderem Sojuszu Lewicy Demokratycznej, prezesem Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Także z przewodniczącym PO Grzegorzem Schetyną. Niedawno w przelocie widziałam się z Robertem Biedroniem, ale to trudno nazwać na razie rozmowami. Takie pierwsze koty za płoty (śmiech). Jestem przekonana, że mimo wszystko jedynie szeroka współpraca całej opozycji daje możliwość odsunięcia od władzy Prawa i Sprawiedliwości. Musi to być jednak współpraca oparta na wzajemnym szacunku i zachowaniu różnic, a nie wrogich przejęciach. Ale żadne drzwi nie są zamknięte.
– Mówi pani o rozmowach. Ale czy współpraca z Grzegorzem Schetyną po – jak sama to pani określiła – „wrogim przejęciu” waszych posłów jest w ogóle realna?
– Zawarcie współpracy między autonomicznymi partiami to trudny, delikatny proces i ćwiczyłam to podczas negocjacji przed wyborami samorządowymi. Niewątpliwie to, co się stało, mocno utrudniło przyszłe rozmowy, podważyło wzajemne zaufanie.
Rozmawiał Przemysław Harczuk