- Karolina Pajączkowska z "Super Expressu" udała się do Kodzieńca, w okolice miejsca, w którym spadł rosyjski dron
- Służby niechętnie udzielały informacji niedługo po incydentach
- Mieszkańcy relacjonują, że w nocy słyszeli huk i eksplozje
Karolina Pajączkowska w Kodeńcu, w którego okolicy spadł rosyjski dron
10 września Polskę nadleciało 19 dronów rosyjskiego pochodzenia. Karolina Pajączkowska przyjechała w okolice miejscowości Kodeniec, w którym spadł jeden z dronów.
Na polu kukurydzy, gdzie spadł niezidentyfikowany obiekt, roiło się od służb: prokurator, żandarmeria wojskowa, policja, straż pożarna oraz saperzy z Wesołej.
- Nie ma żadnej informacji. Musimy polegać na tych oficjalnych. Jesteśmy odsyłani do rzecznika prokuratury w Lublinie – relacjonowała Karolina Pajączkowska, próbując uzyskać komentarz od prokuratora czy rzeczniczki. Saperzy z Wesołej również odmawiali wszelkich wyjaśnień.
Co mieszkańcy mówią o ataku rosyjskich dronów?
Dziennikarka "Super Expressu" rozmawiała z mieszkańcami Kodeńca, miejscowości oddalonej zaledwie o 30 km od granicy z Białorusią i 40 km od Ukrainy. Ich relacje są zgodne – huk był straszny, a strach o przyszłość ogromny. "Nie wiem. Strach" – mówiła jedna z kobiet, dopytywana o swoje odczucia. Inna, 98-letnia seniorka z rocznika 1922, zapytana o wojnę, z goryczą stwierdziła: "A jak? A kto się nie boi? Stara babka, ale się boi". Z kolei inny mieszkaniec stwierdził, że wojny się nie boi, bo "ruskich trzeba lać".
Mieszkaniec, który zgłosił wybuch, opowiadał o dymie i wstrząsie o 7:07 rano. Widział, jak samolot coś zestrzelił, a huk porównał do przekraczania bariery dźwięku przez samoloty wojskowe. Inny mieszkaniec, słyszał trzy eksplozje o 4:00 rano.
Mieszkańcy Kodeńca relacjonowali Karolinie Pajączkowskiej, że słyszeli od jednego do trzech głośnych huków między 4:00 a 7:00 rano, które zadrżały szybami. Jeden z dronów spadł na pole kukurydzy w Kodeńcu.
Jak z kolei opowiadał właściciel pola w Wyhalewie, na jego terenie znaleziono też szczątki sojuszniczej rakiety, wystrzelonej z myśliwca F-35.
Mieszkańcy zaniepokojeni rosyjskimi drogami
Eksperci, z którymi skontaktowała się reporterka, sugerują, że jeden z obiektów mógł być dronem typu wabik "Gerbera" [rosyjskim - dop. red.], testującym polską obronę przeciwlotniczą.
Do tej pory potwierdzono, że w Polsce spadło 19 dronów. Tymczasem, jak podsumowuje Karolina Pajączkowska, mieszkańcy żyją w niepewności, a ich największym pragnieniem jest "spokój". W strategicznym regionie, gdzie tuż obok toczy się wojna, to pragnienie wydaje się być wyjątkowo trudne do spełnienia.