"Super Express": - Dobiega końca kampania przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. I chyba na szczęście - było nudno, żenująco i wiało amatorszczyzną. Politycy zrobili wszystko, żeby zniechęcić do głosowania?
Dr Rafał Chwedoruk: - Cóż, robili wszystko, żeby Polacy poszli do urn wyborczych, ale jednocześnie zebrali plon swojej własnej pracy przez ostatnie lata. Jeśli ktoś cały czas powtarza, żeby nie robić polityki, ale coś tam zbudować, to tylko petryfikuje społeczną niechęć do polityków. Ci muszą się teraz ratować celebrytami na listach czy kręcić teledyski i liczyć niemal wyłącznie na żelazne elektoraty.
- Nie ma pan wrażenia, że ta kampania była kontynuacją codziennej walki politycznej - z tymi samymi sloganami i tym samym knajackim językiem co zawsze? I stąd tylko te żelazne elektoraty?
- Faktycznie, można mieć wrażenie, że jest jak w tym słynnym dialogu z "Rejsu" na temat polskich filmów - nic się nie dzieje. W ogóle mieliśmy duże poplątanie, bo obok tematów ważnych pojawiały się płonące tęcze, obelgi w studiach telewizyjnych czy wspomnienia z lat 90. To powoduje, że ważne treści po prostu się rozmywają.
- Niektóry ważne kwestie dotyczące przyszłości samej Unii i polskiego w niej miejsca w ogóle się nie pojawiły. Nie wiadomo, co nasi politycy myślą o takich sprawach, jak zmiana zasad głosowania w Radzie UE, o przyszłości strefy euro i pogłębiającego się podziału między eurolandem a resztą Wspólnoty. Jest też kwestia istotnej dla Europy umowy o wolnym handlu z USA.
- Rzeczywiście, politycy do tych spraw często w ogóle się nie odnoszą albo kwitują jednym zdaniem: "jesteśmy za" lub "przeciw". To trochę wynika z kwestii historycznych - wejście do UE było ziszczeniem marzeń naszych praojców, sięgających Mieszka I. Stąd u nas nie ma dyskusji o Unii - zawsze kończy się na deklaracji, że albo się za nią jest, czyli jest się za światem zachodnim, albo jest się przeciwko niej, czyli za anachronicznym
sarmatyzmem.
Zobacz też: Dr Rafał Chwedoruk dla Super Expressu: To dobrze, że europosłowie zarabiają dużo pieniędzy
- Politycy mocno to upraszczają...
- Tak, nikt już nie zadaje sobie trudu refleksji choćby nad demokracją na poziomie paneuropejskim czy nad procesami decyzyjnymi. Zresztą obecna kampania i poziom dyskusji pokazały, że polska polityka żyje w czasach Sienkiewicza, stąd można uznać, że wiele elementów tej kampanii było równie aktualnych jak Trylogia. Kandydatów pretendujących do roli Zagłoby - kłamcy obiecującego Niderlandy - znalazłoby się naprawdę sporo.
- Jak bardzo żyjemy w tym świecie, pokazuje chyba to, że kampania do instytucji ogólnoeuropejskiej zupełnie pominęła kwestie, które zdominowały walkę europejskich chadeków i socjalistów. Nikt nie odniósł się do debaty ich kandydatów na szefa Komisji Europejskiej - Schulza i Junckera. Choć dużo było tam choćby o rynku pracy i pokryzysowej Europie. To wszystko ominęło Polskę.
- Ominęło, ponieważ w tej materii większość polskich polityków tkwi w okowach roku 1989 i w 2014 nadal celebruje zwycięstwo rynku nad gospodarką planowaną, nie dostrzegając, że gospodarki planowej nie ma dziś nawet na Kubie, a w 2008 roku rynek pozbawił złudzeń nawet jego gorliwych zwolenników. Stąd w dyskusji UE polscy politycy po prostu nie istnieją. Jedno ich jednak broni.
- Co takiego?
- Idą krok za obywatelami. Są na tyle słabi i cieszą się na tyle niską legitymacją społeczną, że muszą swój przekaz dostosowywać do odbiorcy. A przeciętny odbiorca w Polsce przede wszystkim interesuje się sprawami krajowymi. Poza tym nie oczekuje pogłębionej debaty czy tłumaczenia debaty Junckera z Schulzem. Chce polskiego Władimira Żyrinowskiego.
- Z czego to wynika?
- Tu kłania się oczywiście edukacja i konsekwentne deprecjonowanie w jej toku przedmiotów humanistycznych i społecznych. Pracownicy oświaty, wbrew różnym entuzjastycznym badaniom typu PISA, sygnalizują, że od momentu wprowadzenia gimnazjów, zmiany uwarunkowań matury oraz szału testomanii nastąpił gwałtowny spadek poziomu wiedzy ogólnej, który przekłada się na życie obywatelskie.
- I politycy mogą nas wkręcać w różne historie?
- Tak. Wyborca wie bowiem, kto to jest Adamek, ale już niekoniecznie wie, co to jest Komisja Europejska.
Rozmawiał Tomasz Walczak
Wiadomości Se.pl na Facebooku