Choć Durczok w atmosferze skandalu pożegnał się z "Faktami" półtora roku temu, dopiero teraz zaczął opowiadać o tym, co mu się przydarzyło. Gdy w marcu 2015 roku oskarżono go o mobbing i molestowanie pracownic, on przyrzekał, że jest niewinny, ale w natłoku lawinowo pojawiających się oskarżeń mało kto słuchał jego głosu. Teraz przed sądem wciąż toczy walkę o dobre imię z tygodnikiem "Wprost", od publikacji którego zaczęła się wokół niego afera. By jednak wszyscy usłyszeli, co ma na swoją obronę, postanowił napisać szczerą książkę "Przerwa w emisji", w której rozlicza się z przeszłości. "Tak, zdarzyło mi się utrzymywać bliskie relacje z koleżankami z pracy i nie było w tym niczego nadzwyczajnego. Przecież z podobnych relacji powstało w firmie około piętnastu małżeństw, a pewnie dwa razy tyle par się w końcu rozeszło. Dziewczyny czuły się wyjątkowe, bo takie były. Faceci mieli podobnie. Ale to nie ma nic wspólnego z molestowaniem" - czytamy w książce. Praca dziennikarza newsowego nie należała do łatwych. "Nie da się wrócić do codziennego życia, jakby nigdy nic, na spokojnie. Trzeba znaleźć bufor" - pisze Durczok. Tym stał się alkohol i motocykl, dzięki którym mógł oderwać się od gonitwy dnia codziennego. Dziennikarz nie ukrywa również, że w jego życiu prywatnym nie działo się wówczas najlepiej. "Popełniłem w życiu wiele błędów, moje sprawy uczuciowe i prywatne bardziej przypominały gigantyczny śmietnik i pełny obłęd niż jakkolwiek uporządkowany teren" - wspomina były szef "Faktów". Książka ukaże się pod koniec października.
Zobacz: Durczok SZCZERZE o małżeństwie: Nie byłem dobrym mężem