- Do tego czasu nie może podjąć żadnej innej pracy w mediach. Nawet w formie współpracy - wyznaje w rozmowie z "Super Expressem" jego żona Marianna Dufek-Durczok.
Dziennikarz przez wiele lat był szefem "Faktów" i ikoną TVN. Odszedł w marcu ubiegłego roku po rzekomej aferze opisywanej przez "Wprost". W tygodniku opublikowano relację anonimowej "znanej dziennikarki", która miała być molestowana przez byłego przełożonego. Autorzy publikacji napisali, że chodzi o Kamila Durczoka.
Po artykule w TVN została powołana komisja, która potwierdziła "przypadki niepożądanych zachowań włącznie z mobbingiem i molestowaniem seksualnym". W efekcie spółka zakończyła współpracę z dziennikarzem ze skutkiem natychmiastowym. Durczok, który od początku zaprzeczał, że ani nie molestował, ani nie mobbingował w firmie, pozwał tygodnik "Wprost" do sądu. Żąda 2 milionów złotych odszkodowania oraz przeprosin. Sprawa toczy się w Sądzie Okręgowym w Warszawie. W innej sprawie, zakończonej w ubiegłym tygodniu, były szef "Faktów" wygrał z tygodnikiem 500 tys. zł. Chodziło o publikację "Wprost", w której sugerowano związki Durczoka z narkotykami, a także łączono jego osobę z erotycznymi gadżetami. Dziennikarz domagał się 7 mln zł. Prawnicy "Wprost" już zapowiedzieli apelację.
ZOBACZ: Kamil Durczok sprzedaje obwarzanki w Krakowie [ZDJĘCIA]