- Jesteśmy na "ty", ale nigdy nie zbliżyliśmy się do siebie. Nie ma między nami chemii - mówi Andrzej Rzepliński w wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Sueddeutsche Zeitung" o swoich relacjach z szefem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Dodał też, że razem z Kaczyńskim służył w wojsku w latach 60.: - W 1968 roku służyliśmy razem w pułku czołgów i oczekiwaliśmy decyzji o wysłaniu do Czechosłowacji - powiedział Rzepliński. Od 1968 roku minał szmat czasu, a wiadomo, wydarzenia z przeszłości mogą się zatrzeć w pamięci. Okazuje się, że tak właśnie stało się z prezesem Trybunału Konstytucyjnego. Goszczący w Polskim Radiu Jarosław Kaczyński został zapytany o to, co mówił niedawno Rzepliński u Moniki Olejnik. Prezes TK stwierdził, że czuje się zagrożony i boi się, że skończy jak Barbara Blida. - Wszystko jest możliwe. Jest możliwe również to, że nagle przejdzie mnie samochód. Jestem dyskretnie pilnowany przez policję. Pilnowany w sensie chroniony. Tu naturalnie, jak w przypadku pani Blidy – nikt nie wydaje żadnych poleceń, rozkazów. Są wariaci, wykręceni, którzy czują się do tego upoważnieni. Gdybym się bał, to nie byłbym sędzią - opowiadał Rzepliński. Zapytany o te słowa prezes PiS z przekąsem ocenił: - Ja nie jestem specjalistą od oceny stanów psychicznych. Wiem tylko, że pan profesor ma pewne kłopoty z pamięcią. Gdzieś wspomniał, że byliśmy razem w wojsku - zauważył Kaczyński. Po czym dodał: - I to jest prawda, ale że to był pułk czołgów. To niestety była zwykła piechota, tzw. zające, tak się wtedy mówiło, czyli najniższa w hierarchii formacja. To była tzw. szkółka podoficerska, z tym, że tam byli też studenci odbywający tzw. obóz wojskowy. To i owo się panu profesorowi myli - uszczypliwie stwierdził Kaczyński.
Zobacz: Andrzej Rzepliński WYZNAJE: Nie lubimy się z Kaczyńskim od 40 lat