Edward Lucas

i

Autor: Edward Lucas/ FACEBOOK Edward Lucas

Edward Lucas alarmuje: Jeśli nie okiełznamy Internetu, reguły narzącą nam Chińczycy

2021-11-08 0:00

Internet to zło wcielone? Z okazji 30 urodzin „Super Expressu” wraz z wybitnymi intelektualistami spoglądamy na świat na przestrzeni ostatnich trzech dekad. Jak bardzo zmienił otaczającą nas rzeczywistość Internet i rewolucja cyfrowa, której przez ten czas doświadczyliśmy? Odpowiedzi na te pytanie szukaliśmy w Edwardem Lucasem, byłym dziennikarzem, autorem książek i analitykiem spraw międzynarodowych.

„Super Express”: – Dziś trudno wyobrazić sobie życie bez wszechobecnego internetu. Kiedy 30 lat temu do kiosków trafiał pierwszy numer „Super Expressu”, mało kto słyszał o tym cudzie techniki, a jeszcze mniej osób spodziewało się, że ledwie kilka lat później nastąpi rewolucja cyfrowa, która zmieni świat tak bardzo. Był pan w grupie niedowiarków?

Edward Lucas: – W 1991 r. byłem jako dziennikarz w krajach bałtyckich, a swoje korespondencje wysyłałem za pomocą teleksu – wynalazku, który dziś niewielu pamięta, ale wtedy był to główny środek komunikacji ze światem. Sama idea sieci internetowej oplatającej cały świat była wtedy pieśnią przyszłości. Pamiętam jednak pierwsze znaki nadciągającej zmiany.

– Jak się panu objawiła przyszłość?

– To był rok 1992 albo 1993. W Tallinie mój australijsko-estoński przyjaciel pokazał mi, jak można uzyskać dostęp do biblioteki w Sydney za pomocą jego domowego komputera. Było to wtedy dla mnie coś niesamowitego, choć wtedy jeszcze nie można było czytać z komputera osobistego książek, które w bibliotece w Sydney się znajdowały, to można było przynajmniej sprawdzić, jakie książki są w niej dostępne. Niewiarygodna wówczas sprawa.

– Zanim jednak internet rozwinął się pod koniec lat 90. i zaczął z grubsza przypominać ten, który znamy dziś, był zabawką w rękach zapaleńców i chyba nikt nie wyobrażał sobie, że może być narzędziem, z którego ostatecznie będzie korzystała większość ludzkości.

– Rzeczywiście, choć na początku lat 90. komputery osobiste były już dość powszechne i wykorzystywane w pracy, to trzeba było ogromnej wyobraźni, by przewidzieć, jak bardzo się to wszystko na przestrzeni kilku lat zmieni. Pamiętam, że pierwszy komputer miałem w domu na początku lat 80., ale wtedy to była przede wszystkim zabawka.

Przeszliśmy od komunikacji, która wiązała się z niezliczonymi problemami, do tej łatwej, wszechobecnej i pozwalającej w każdej chwili połączyć się z kimkolwiek na świecie. Przeszliśmy od przechowywania danych, które było horrendalnie drogie, do takiego, które jest darmowe. Wreszcie koszt ich przetwarzania zmniejszył się wielokrotnie. Potrafimy dziś bez większego problemu przetworzyć ogromne ilości danych i znaleźć w nich jakiś sens. Zmiany w tych trzech obszarach doprowadziły do tego, co nazywamy dziś rewolucją cyfrową

– Ośmiobitowe cuda Atari czy ZX Spectrum, na których niewiele w warunkach domowych dało się zrobić, a cały software, przede wszystkim gry, wgrywano z kaset magnetofonowych lub gigantycznych dyskietek.

– Dokładnie, wtedy grało się na nich w proste gry i traktowało głównie jako sposób na spędzanie wolnego czasu. Na przestrzeni lat zaszły jednak fundamentalne zmiany w trzech obszarach: komunikacji, przechowywaniu danych i ich przetwarzaniu. Przeszliśmy od komunikacji, która wiązała się z niezliczonymi problemami, do tej łatwej, wszechobecnej i pozwalającej w każdej chwili połączyć się z kimkolwiek na świecie. Przeszliśmy od przechowywania danych, które było horrendalnie drogie, do takiego, które jest darmowe. Wreszcie koszt ich przetwarzania zmniejszył się wielokrotnie. Potrafimy dziś bez większego problemu przetworzyć ogromne ilości danych i znaleźć w nich jakiś sens. Zmiany w tych trzech obszarach doprowadziły do tego, co nazywamy dziś rewolucją cyfrową.

– Są dwie szkoły tego, jak patrzeć na tę rewolucję. Wielu jest przerażonych skalą zmian i ostrzega przed ich głębokimi konsekwencjami dla jednostek i społeczeństw, na co dowodów w ostatnich latach nie brakuje. Jest też całkiem spora grupa tych, dla których rewolucja cyfrowa to samospełniająca się utopia, prowadząca do naprawy świata. Do której szkoły należy pan?

– Jestem jednocześnie przerażony i wściekły, podekscytowany i zadowolony. Uważam, że to normalne w przypadku nowej technologii, iż zajmuje nam trochę czasu, by ją oswoić i ubrać w ramy prawne, by pogodzić ją z cywilizacją. Tak było w przypadku prochu, prasy drukarskiej, kolei czy samochodów. Rewolucja cyfrowa to wyjątkowo głęboka zmiana, a jej konsekwencje okazują się na razie złe, co mnie przeraża. Szanse, jeśli uda nam się ją okiełznać, są wyjątkowo duże, co akurat sprawia, że jestem zadowolony.

– Pana zdaniem rewolucja cyfrowa, jak wielu przekonuje, niszczy fundamenty liberalnej demokracji? Wbrew nadziejom ich twórców czy użytkowników na przykład media społecznościowe zamiast promować wartości demokratyczne, służą ich wrogom.

– Myślę, że istnieją tu dwa rodzaje niebezpieczeństw. Jeden to dostęp, jaki uzyskały wrogie nam państwa, do informacji o tym, co jako społeczeństwa demokratyczne robimy. Mogą ustalić, że właśnie rozmawiamy przez telefon, mogą prawdopodobnie odczytać wszystko, co mamy zapisane na naszych komórkach itd. W czasach przedcyfrowych było takim państwom dużo trudniej nas śledzić. Stworzyliśmy więc swego rodzaju cyfrowy panoptykon, w którym nasi wrogowie wiedzą, co robimy, ale my nie wiemy, co robią oni. To ogromne wyzwanie przed nami. Druga sprawa dotyczy mediów społecznościowych, zwłaszcza Facebooka.

– Co z nim?

– To, jak bardzo jest on nieodpowiedzialny i jak bardzo przepełniony jest on amerykańską ignorancją. Mamy bowiem oto platformę, która pozwala planować morderstwo, ale ponieważ odbywa się to w języku dla Amerykanów egzotycznym, nikt na to nie reaguje. Jeśli napiszesz na Facebooku coś złego po angielsku, moderatorzy zareagują w miarę szybko. Ale jeśli masz niecne plany i ogłosisz je w języku birmańskim, możesz spać spokojnie.

Amerykanie przekonują, że wprowadzają innowacje, a Europa chce tylko wprowadzać regulacje, więc czemu jako Europejczycy się po prostu nie zamkniemy i nie przestaniemy przeszkadzać postępowi technologicznemu. Musimy w końcu na poziomie transatlantyckim ustalić, jakie reguły obowiązują. Jeśli bowiem nie ustalimy reguł w wolnym świecie, wszyscy będziemy grali według reguł narzuconych przez Chiny, a wszyscy wiemy, co to oznacza.

– Pamiętamy, że kilka lat temu ten nierozwiązany dotąd problem sprawił, że Facebook był platformą, dzięki której w rzeczonej Birmie szalały wezwania do ludobójstwa miejscowej ludności muzułmańskiej, które zresztą stały się ciałem i doprowadziły do fali ogromnej przemocy w tym kraju.

– Dokładnie. Dlatego musimy zrobić dużo więcej niż obecnie na poziomie normatywnym wewnątrz samych firm, które są największymi graczami w świecie internetu, by w końcu przestały umywać ręce od odpowiedzialności, która na nich ciąży, odkąd stały się globalnymi narzędziami dla wielu ludzi.

– Nie jest też tak, że przez te wszystkie lata rewolucji cyfrowej, która zbudowała takich gigantów jak wspomniany Facebook, Google, Apple czy Amazon, stały się one po prostu za duże, by je kontrolować na poziomie demokratycznym, bo są często silniejsze niż państwa?

– Oczywiście, są gigantami z niewyobrażalnym wpływem na rzeczywistość, ale całe szczęście nadal nie mogą zbierać podatków czy wsadzić ciebie czy mnie do więzienia. Uważam, że rządy mają tendencję do przeceniania siły tych korporacji, co sprawia, że zbyt często nie chcą uregulować ich statusu. Osobiście byłbym za tym, żeby stworzyć taki reżim prawny, w którym łatwiej tych gigantów można by pozywać czy dać wymiarowi sprawiedliwości narzędzia, by przed sąd doprowadzać jednostki za straty społeczne odpowiedzialne. Kiedy bowiem projektujesz samochód, który zabija ludzi, bo nie jest bezpieczny, nie tylko grozi ci proces cywilny, lecz także więzienie. Myślę, że się czegoś takiego w końcu doczekamy, bo nie są one aż tak potężne, byśmy nie mogli ich kontrolować. Jest jeden problem.

– Jaki?

– Fakt, że to amerykańskie firmy i w grę wchodzi tu amerykański protekcjonizm. Amerykanie przekonują, że wprowadzają innowacje, a Europa chce tylko wprowadzać regulacje, więc czemu jako Europejczycy się po prostu nie zamkniemy i nie przestaniemy przeszkadzać postępowi technologicznemu. Musimy w końcu na poziomie transatlantyckim ustalić, jakie reguły obowiązują. Jeśli bowiem nie ustalimy reguł w wolnym świecie, wszyscy będziemy grali według reguł narzuconych przez Chiny, a wszyscy wiemy, co to oznacza.

– Powszechną inwigilację obywateli, algorytmy w służbie kontroli społeczeństwa i cenzurę. I to zapewne nie jest ich ostatnie słowo.

– Właśnie, dlatego świat, który stworzyliśmy w ciągu ostatnich 30 lat, musimy w końcu ująć w ramy prawne, które sprawią, że będzie on służyć społeczeństwom, a nie działał przeciwko nim. Tym bardziej że nie trzeba doktoratu z informatyki, żeby zrozumieć, co się dzieje, i stawić temu czoło.

Rozmawiał Tomasz Walczak