Jarosław Kaczyński 14 czerwca udał się na posiedzenie swojego klubu w Warszawie. Został wówczas zatrzymany o planowane na ten dzień protesty organizowane w całej Polsce. Powodem manifestacji była śmierć ciężarnej Doroty, która zmarła w szpitalu z powody wstrząsu septycznego. Badanie USG wykazało wcześniej, że płód umarł kilka godzin wcześniej.
Były wicepremier przypomniał wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku, gdy uznano za niekonstytucyjne przeprowadzanie aborcji w wypadku przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu.
- Ani we wniosku, ani oczywiście w orzeczeniu Trybunału, bo oczywiście Trybunał jest związany wnioskiem, nie było ani słowa o sprawie zagrożenia życia i zdrowia kobiety. Tu się nic nie zmieniło – powiedział prezez PiS. - Takiej sprawy nie ma. Ona jest wymyślona przez propagandę; to jest część tej urojonej rzeczywistości - dodał wówczas prezes PiS.
W czwartek 15 czerwca przed posiedzeniem prezydium Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński został zatrzymany przed wejściem do siedziby klubu PiS i zapytany przez dziennikarkę TVN24 czy nie żałuje swoich wcześniejszych słów.
- Nie żałuję, ponieważ powiedziałem stuprocentową prawdę. To jest wielka, obrzydliwa kampania propagandowa prowadzona przez Lewicę i Platformę – powiedział wyraźnie wzburzony polityk, a następnie udał się wgłębi budynku, zostawiając dziennikarzy w tyle.