Jarosław Gowin: Rola Kościoła nie polega na zapraszaniu polityków

2017-10-06 4:00

- Prezydent mógłby mieć swoją partię, ale jej nie potrzebuje - mówi Jarosław Gowin.

"Super Express": - Czego spodziewa się pan po dzisiejszym spotkaniu prezydenta Andrzeja Dudy z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim?

Jarosław Gowin: - Przede wszystkim cieszę się, że dojdzie już do trzeciego w ostatnim czasie spotkania prezydenta z prezesem PiS. Mam nadzieję, że spotkania tego typu staną się dobrym obyczajem. Myślę, że pan prezydent Andrzej Duda i i prezes Jarosław Kaczyński wypracują porozumienie w sprawie reformy sądownictwa. Być może poruszona też będzie propozycja, którą prezes PiS przedstawił w wywiadzie dla "Gazety Polskiej". Chodzi o zwiększenie roli prezydenta w polityce zagranicznej.

- Pojawiły się pogłoski, że tematem rozmowy ma być też zmiana ordynacji wyborczej, i to nie tylko w wyborach do Sejmu i Senatu, ale też w wyborach samorządowych, które odbędą się w przyszłym roku?

- To już ostatni dzwonek na zmiany w ordynacji wyborczej. Nie sądzę jednak, by ten temat był przedmiotem dyskusji podczas dzisiejszego spotkania. Propozycje te najpierw będą poruszone podczas rozmów wewnątrz Obozu Zjednoczonej Prawicy, a dopiero potem przedstawione panu prezydentowi.

- A jakie zmiany w ordynacji moglibyście przeprowadzić?

- Zmiana ordynacji jest absolutnie konieczna. Pytanie o to, czy ograniczy się do uściślenia mechanizmów gwarantujących transparentność i uczciwość wyborów, czy też wprowadzi jakieś głębsze zmiany, pozostaje otwarte. O tym będziemy dyskutować w ramach koalicji rządzącej.

- Przed spotkaniem prezydenta z prezesem PiS pojawiły się informacje, że episkopat Polski wychodzi z propozycją mediacji między prezydentem i PiS, a PiS to pośrednictwo odrzucił. Dlaczego?

- Nic mi o tym nie wiadomo. Uważam, że to pozbawione podstaw plotki. Na pewno Kościół wzywa Polaków, w tym polityków, do pojednania. Na tym polega jego ewangeliczna misja. Ale na pewno nie polega ona na wzywaniu na rozmowy poszczególnych liderów politycznych.

- W jakich kwestiach w sprawie sądów dojdzie do porozumienia prezydenta z PiS, a w jakich przewiduje pan jakieś problemy?

- Wydaje się, że nie powinno być kontrowersji w przypadku prezydenckiego projektu ustawy o Sądzie Najwyższym. Jest on zdecydowanie udoskonaloną wersją ustawy przyjętej przez Sejm, a potem zawetowanej ze względu na swoje liczne wady. Bardziej złożona jest sprawa ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa.

- W jakim sensie?

- Konkretnie sporny jest jeden jej punkt, czyli jak wybrnąć z bardzo prawdopodobnego impasu, który nastąpi w przypadku braku większości 3/5 głosów wymaganych do wyboru członków KRS przez Sejm. PiS nie bardzo chce, aby wprowadzić proponowany przez prezydenta mechanizm, aby każdy poseł, wybierając przedstawiciela do KRS, miał jeden głos. Z drugiej strony prezydent Andrzej Duda nie akceptuje propozycji PiS, by w przypadku impasu o wyborze członków KRS decydował Senat. Prezes Jarosław Kaczyński zapowiedział jednak przedstawienie kompromisowego rozwiązania, mam nadzieję, że zaprezentuje je podczas piątkowego spotkania.

- Mówi pan o kompromisie, jednak po wetach prezydenta w sprawie sądów padło wiele mocnych słów ze strony przedstawicieli obozu władzy. Czy rozłam w obozie dobrej zmiany jest realny, czy spór należy już do przeszłości?

- Te mocne słowa częściej padały ze strony przychylnych PiS komentatorów, publicystów niż polityków. I były niepotrzebne. Na przyszłość powinniśmy się wystrzegać wzajemnego obrzucania się zarzutami. Różnica zdań w sprawie Sądu Najwyższego i KRS to nie przejaw żadnego podziału, ale różnica zdań w konkretnej sprawie. Myślę, że kompromis będzie tu szybko wypracowany.

- Były jednak informacje i analizy sugerujące powstanie partii prezydenckiej. Nie wierzy pan w ten scenariusz?

- Od początku uważałem go za nierealny. Pan prezydent pod względem poglądów jest bardzo bliski umiarkowanemu nurtowi PiS. Nie widzę też żadnego interesu pana prezydenta w budowaniu nowego ugrupowania. Owszem, być może wielkim wysiłkiem udałoby się zbudować formację, która mogłaby liczyć na 15, może 20 proc. głosów. Ale po co prezydent miałby to robić, skoro dziś ma poparcie Obozu Zjednoczonej Prawicy, który w sondażach ma poparcie powyżej 40 proc.

Zobacz: Mirosław Skowron: Grzegorz "zniszcz się sam" Schetyna

Przeczytaj też: Prof. Elżbieta Mączyńska o kwocie wolnej od podatku: Mały krok ku sprawiedliwości

Polecamy: Walczak: Petru wolność kocha, ale jej nie rozumie

Nasi Partnerzy polecają