Jarosław Gowin

i

Autor: Jarosław Gowin

Jarosław Gowin: Polska bez "Wyborczej" wyglądałaby lepiej

2015-06-16 4:00

"Super Express": - Jak wyglądałaby przez te 26 lat Polska bez "Gazety Wyborczej"? Jarosław Gowin: - Moim zdaniem Polska bez "Wyborczej" wyglądałaby dużo lepiej. Olbrzymim błędem "GW" było lansowanie tezy o potrzebie kompromisu pomiędzy lewicą Solidarności a "liberalną" częścią obozu PZPR. W ten sposób, niezależnie od intencji przyświecających politycznym liderom "Wyborczej", dokonali rehabilitacji postkomunistów i ułatwili im szybki powrót do władzy.

- W latach 90. dotarło do mnie, że "Wyborcza" nie jest normalną gazetą, ale czymś w rodzaju partii politycznej ubranej w medium.

- W pełni dotarło to do mnie po wspólnym tekście Adama Michnika i Włodzimierza Cimoszewicza w 1995 roku. To była taka ich wspólna wizja historii Polski mocno wybielająca czasy PRL. Zrozumiałem, że za projektem medialnym kryje się projekt polityczny zmierzający do zawarcia "historycznego kompromisu". Od tamtej pory patrzę na "Wyborczą" nie jak na czasopismo, ale przekaźnik pewnego układu politycznego.

- To jednak oni wybrali sobie pana na wroga, a nie pan ich.

- Kiedyś jedna z ważnych postaci z "Wyborczej" powiedziała mi na boku, że jestem dla nich niewygodny. Dlatego, że najwygodniej jest mieć za wroga takiego prawicowca, który jest radykalny. Który jest skrajnym nacjonalistą i żąda bezwzględnego zakazu aborcji. Bardziej umiarkowane, ale prawicowe poglądy, takie jak moje, są dla "Wyborczej" kłopotem.

- Powinno być chyba odwrotnie?

- Ależ skąd! Przecież tacy ludzie jak ja przeczą lansowanym przez "GW" tezom, że polska prawica jest nietolerancyjna, nacjonalistyczna czy antysemicka. Wróg, którego sobie wymyślili, jest wygodniejszy. Ponadto oni chcieli dyktować to, jak będzie wyglądała cała scena polityczna. Ich wpływy w latach 90. były ogromne.

- Były. Kiedy się to skończyło?

- Mam wrażenie, że zaszkodził im właśnie flirt z tzw. liberalną częścią środowisk postkomunistycznych. Weszli w układ, w którym postkomuniści z radością przyjmowali poparcie "Wyborczej", ale niczym go nie kwitowali. Po tamtych latach, po wpływach "Gazety" zostały już tylko ruiny i zgliszcza. Ich problem jest jednak głębszy.

- Jaki?

- Paradoksalnie znacznie wyżej cenię wielu dziennikarzy z pierwszego pokolenia "Wyborczej". Tacy ludzie jak Ewa Milewicz i Teresa Bogucka to były naprawdę ciekawe pióra. Dziś "GW" jest zdominowana przez ludzi o skrajnie lewicowych poglądach. I ostateczne fiasko tego tytułu wynika z życia mitami. Kompletnie fałszywie definiują sytuację Polski, podsycając np. zagrożenie nacjonalizmem. Wartości, które promują, stoją też w kompletnej sprzeczności z przekonaniami ogromnej większości Polaków. Siłą rzeczy staje się więc pismem niszowym.

- "Wyborcza" wspierała rządy Donalda Tuska i jego ministrów. Oprócz pana. Jak reagowali na to pańscy koledzy w PO i rządzie?

- Pamiętam, że Donald Tusk na początku tym się nie przejmował. Długi czas wydawało mu się, że zachowa niezależność wobec tych środowisk. W miarę kłopotów, które narastały wokół rządu, stawał się jednak od nich coraz bardziej zależny. Moja dymisja odbyła już właściwie pod dyktando "Wyborczej". Pretekstem było przeinaczenie moich słów o handlu ludzkimi zarodkami. Prawdziwą przyczyną był jednak mój protest przeciwko legalizacji "małżeństw" homoseksualnych ukrytych pod nazwą związków partnerskich.

Zobacz: Ziemkiewicz: Goebbelsowska propaganda "GW"!

Nasi Partnerzy polecają