Jarosław Gowin dla "Super Expressu": Lipa to przesada, ale wynik nie cieszy

2014-06-06 9:22

Redaktor naczelny "Super Expressu" w rozmowie z liderem Polski Razem Jarosławem Gowinem.

- Co pan dziś sądzi o wyrzuceniu Wiplera. Gdyby mógł pan cofnąć czas, zrobiłby pan to samo?

- To była decyzja, która była nieuchronna.

- Wipler postawił na Korwina. Pan mówi, że może pan współpracować z Korwinem. Czyli z Wiplerem też?

- Co innego mieć kogoś u siebie, a co innego z nim współpracować.

- A jeśli wyprostuje swoje sprawy?

- On dokonał już wyboru. Jest członkiem KNP. Nie wyobrażam sobie, żeby lider innej partii mówił mi, że będzie ze mną współpracował, ale mam wyrzucić np. Pawła Kowala. Tak samo ja nie mogę Januszowi Korwin-Mikkemu mówić, z kim ma współpracować w swojej partii.

- O Tusku powiedział pan: "Rządy Tuska oznaczają stagnację. Obóz zmian może powstać tylko po prawej stronie. Jeśli prawica chce odsunąć Tuska od władzy i nie dopuścić do koalicji z SLD, musi się zjednoczyć. Jestem gotów na współpracę z Jarosławem Kaczyńskim".

- Jeśli chodzi o PO, nie wyobrażam sobie z nią szerokiej współpracy, np. w sejmikach wojewódzkich. Jest jednak konkretna sytuacja na Pomorzu, gdzie na stanowisko prezydenta jednego z miast kandydują człowiek SLD i PO. Pytał mnie, kogo ma poprzeć. Powiedziałem, że oczywiście PO.

- A może Tusk przejdzie ewolucję? Przecież on ciągle ewoluuje.

- Tak, ale raczej w negatywnym kierunku. Sam mówi, że ewoluuje w stronę socjaldemokracji, podwyższania podatków i zwiększania biurokracji. To jest dokładnie odwrotny kierunek do tego, czego oczekuje Polska.

- Nie sądzi pan, że możliwa jest jego odwrotna metamorfoza?

- Jeśli Donald Tusk ją przejdzie, zgłoszę się do niego i powiem, że z inspiracji pana redaktora gotów jestem do współpracy.

- Był pan ministrem sprawiedliwości, a jak pan przestał nim być, zaczął pan protestować przeciwko procedurom, które w wymiarze sprawiedliwości mają miejsce. Chodzi konkretnie o sprawę Krystyny Chojnackiej - przedsiębiorcy, która popełniła samobójstwo, dlatego że sąd 17 razy rozpatrywał jej sprawę dotyczącą kilku milionów złotych, które z mężem miała być winna fiskusowi. Ma pan sobie coś w tej sprawie do zarzucenia?

- To, że nie zdążyłem zmienić tych procedur, chociaż w sprawach karnych weszła w życie reforma procedur, która sprawi, że tego typu sprawy będą toczyć się szybciej.

- Ona pisała do Ministerstwa Sprawiedliwości, wie pan o tym?

- Tak, wiem o tym, ale ani ja, ani inny z ministrów sprawiedliwości nie otrzymał jej listów, ponieważ miesięcznie do resortu trafiają ich tysiące i zatrzymują się one gdzieś na poziomie urzędników. Często niskiego szczebla. Do ministra tygodniowo trafia kilkanaście takich listów i wśród tych, które trafiły na moje biurko, nie było listu tej pani.

- Nie jest pan przerażony tym, że państwo, którym pan współrządził, działa jak mafia?

- Jestem. Dlatego odszedłem z PO, bo uważam, że to państwo trzeba zmienić. I to bardzo głęboko. Śmierć Krystyny Chojnackiej to wielkie oskarżenie pod adresem polskiego państwa, zwłaszcza wymiaru sprawiedliwości, ale także urzędów skarbowych czy służby celnej.

- Ale w jaki sposób zmieniłby pan wymiar sprawiedliwości, skoro jest trzecią władzą, niezależną od rządu czy parlamentu?

- Trzeba upraszczać procedury. Nie może być tak, że sądy w nieskończoność w ewidentnej sprawie odsuwają podejmowanie decyzji. Teraz zresztą, kiedy nie krępują mnie rygory koalicyjne, mogę powiedzieć, że PSL zdecydowanie sprzeciwiało się reformom, które wprowadzałem. Teraz zamierzam przygotować projekt, który radykalnie uprości te procedury.

- Teraz może pan powiedzieć, że żyjemy w państwie mafijnym?

- Nie, to byłaby zdecydowana przesada. Natomiast żyjemy w państwie, które traktuje ludzi jak mierzwę; które jest bezduszne; które nie kieruje się dobrem obywateli, ale dobrem biurokracji.

- Wasza partia przedrze się w wyborach samorządowych?

- Musimy zdobyć przyczółki. Intensywnie nad tym pracujemy.

- Do parlamentu wejdziecie?

- Za wcześnie, żeby snuć takie projekty. Jeśli zdobędziemy przyczółki w samorządzie, jestem spokojny o wynik wyborów parlamentarnych. Nie wykluczam jednak, że wystartujemy w ramach jakiejś szerszej inicjatywy koalicyjnej.

- Z kim rozmawiacie?

- Rzeczą oczywistą jest to, że centrum takiej koalicji musi być PiS. O szczegółach negocjacji nie mogę mówić.

- Wie pan, że PiS chce podnosić podatki?

- Dlatego współpraca nie jest prosta. Jeśliby tego nie robił, pewnie dawno byłbym w PiS.

Zobacz: Tomasz Walczak: 4 czerwca, czyli Dzień Świstaka

"Super Express": - Ponieważ nie jest pan zwolennikiem poprawności politycznej, jesteśmy w tabloidzie, a Polska Razem zdobyła 3,16 proc. głosów, pozwolę sobie zadać takie pytanie: Lipa?

Jarosław Gowin: - Lipa to przesada. To oczywiście nie jest wynik, z którego bylibyśmy zadowoleni, ale jak na dwa miesiące istnienia partii jest całkiem przyzwoity. Pozwala na rozbudowę struktur partyjnych i przygotowywanie się do wyborów samorządowych. Na tym się teraz koncentrujemy.

- A skąd będziecie mieli pieniądze?

- Ten sam problem mieliśmy przed wyborami.

- Macie kilku posłów.

- Tak, ale posłowie na polski Sejm mają nieporównywalnie mniejsze środki na biura niż posłowie do PE. To jest pewien problem, ale opieramy się na zaangażowaniu naszych sympatyków i działaczy.

- Co pan mówi swoim działaczom, którzy nie weszli do PE? Pokazuje im pan ten słynny filmik "Jesteś zwycięzcą"?

- Wiedzieli, że wszyscy decydujemy się na bardzo trudny projekt. Liczyli się z tym, że nie wejdą do PE. Każdy musi sobie teraz ułożyć życie - znaleźć nową pracę lub wrócić do starej. Tylko Marek Migalski zastrzegał, że jeśli nie dostanie się do PE, odchodzi z polityki. Pozostali trzej posłowie - Paweł Kowal, Adam Bielan i Artur Zasada - są zwarci i gotowi.

- Atakowaliście Korwin-Mikkego. Słusznie? Chyba na tym zyskał.

- Też tak myślę. Powinien być nam wdzięczny. Z taktycznego punktu widzenia to był błąd. Natomiast wiele dziennikarzy i wyborców zaczęło pytać, jakie są między nami różnice. Chcieliśmy pokazać, że te różnice dotyczą choćby kultury politycznej i polityki zagranicznej.

- Skupiliście się na tym, żeby go atakować, ale wydaje mi się, że nie mówiliście swoim głosem. Pan był bardzo słabo słyszalny.

- Tak, to podstawowa przyczyna naszego wyniku - nie przebiliśmy się z naszym własnym przekazem.

- Może powinien pan robić większy show?

- Jeśli zacząłbym robić tak nienaturalne dla mnie rzeczy, to po raz ostatni by mnie pan zaprosił.

- Wręcz przeciwnie - zapraszalibyśmy tym bardziej!

- W polityce na tyle, na ile się da, trzeba mówić prawdę i być sobą. Wiem, że w tych wyborach Janusz Korwin-Mikke swoimi szamańskimi, czasami ekscentrycznymi wypowiedziami, w których rzeczy trafne były przemieszane z tezami, mówiąc najdelikatniej, kontrowersyjnymi, przyciągnął wyborców. Nie ja czy Paweł Kowal.

- A gdzie byście znaleźli punkt wspólny?

- To gospodarka. Nowa Prawica i Polska Razem to jedyne partie wolnorynkowe.

- Ponieważ dalej jesteśmy w tabloidzie, po wyborach zmiękła panu rura. Powiedział pan, że jesteście otwarci na współpracę ze wszystkimi środowiskami centroprawicowymi - PiS, Solidarną Polską, KNP, PSL, Ruchem Narodowym.

- Dlaczego zmiękła? Nie przypadkiem nazywamy się Polska Razem. Po tych wyborach uważamy, że jasne jest jedno - jeśli nic się na prawicy nie zmieni, to Polską w latach 2015-2019 będą rządzili Donald Tusk i Leszek Miller. Jeśli ktoś na prawicy chce temu zapobiec, musi przystąpić do integracji. My jesteśmy na taką współpracę gotowi. Także z PiS. Już przed wyborami mówiłem, że jest to dla mnie normalnie demokratyczna partia, z którą jestem w poważnym sporze, jeśli chodzi o sprawy gospodarcze, ale zgadzamy się co do potrzeby reform i w sferze wartości.

ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Super Expressu na e-mail