„Super Express”: – Katarzyna Lubnauer i Kamila Gasiuk-Pihowicz nie szczędzą sobie złośliwości. W ugrupowaniu, które miało być „liberalną alternatywą” dla Platformy Obywatelskiej, doszło do rozłamu, klub Nowoczesnej przestał istnieć. Dlaczego?
Jarosław Flis: – Widać, że te napięcia i podziały, mające początek już w czasie słynnego wyjazdu Petru i Schmidt na Maderę, teraz się skumulowały. Spada poparcie, a to powoduje, że osłabia się jedność. A jak osłabia się jedność i to widać już na zewnątrz, to to poparcie będzie spadać jeszcze bardziej. I to już efekt kuli śniegowej, który zadziałał w przypadku Nowoczesnej.
– Mówi pan, że wszystko zaczęło się od wyjazdu Petru i Schmidt na Maderę. Czy faktycznie upadek całej formacji można wiązać z jednym wydarzeniem, w dodatku związanym z byłymi już politykami tej partii?
– Wyjazd był tylko kwintesencją, zobrazowaniem wszystkich problemów z przywództwem. Podobny problem mają wszystkie nowe formacje – czy to Samoobrona, czy to Nowoczesna, czy Ruch Palikota. Wszystkie opierają się na jednym człowieku. Nowoczesna to kolejna formacja, która pogubiła się w sejmowych korytarzach.
– Paweł Kukiz stwierdził, że kłopoty Nowoczesnej i jej rozpad wynikają z tego, że nie ma w Polsce jednomandatowych okręgów wyborczych, gdzie politycy są zależni od wyborców, a nie są „towarem” przekazywanym z jednego ugrupowania do drugiego. Zgadza się pan z tą opinią?
– Absolutnie nie. Wystarczy spojrzeć na rozłamy i transfery polityczne, jakie mają miejsce w Australii czy Wielkiej Brytanii. A przede wszystkim w Polsce, w tych gminach, w których są JOW-y. Tam powyborcze transfery, zrywanie sojuszy, rozłamy formacji są na porządku dziennym.
– Czy upadek Nowoczesnej oznacza, że polska scena polityczna będzie na stałe zabetonowana i dzielona między PiS i PO?
– Polska scena w ogóle nie jest zabetonowana! Co wybory pojawia się coś nowego – a to Lepper, a to Palikot, a to Nowoczesna czy Kukiz. A w ostatnich wyborach samorządowych Bezpartyjni Samorządowcy. Natomiast scena ta jest w miarę stabilna. I nie ma w tym niczego złego. Jak ktoś chce zobaczyć rozchybotaną sceną polityczną, niech zajrzy za naszą południową granicę, zobaczy, jak to wygląda u Słowaków i Czechów. Raczej nie chcielibyśmy mieć tego w Polsce. Problemem jest nie to, że na naszej scenie dominują Platforma i PiS, ale jakość tych formacji.