Podejrzewam, że sprawa "tragicznego wypadku, z którego nie wolno sobie robić żartów" - czyli pęknięcia opony w panaprezydenckim samochodzie - wynikła z harmonijnego połączenia obydwu tych zasad. Myśl o sabotażu należy natychmiast odrzucić - sabotażysta popsułby przednią, a nie tylną oponę. Nie, po prostu ten, który powinien był sprawdzić te opony (a nie powinien to być ten, który potem będzie musiał je zmieniać lub pompować!), pomyślał sobie:"Eee...". A potem: "Jakoś to będzie".
Bo, jak słusznie zauważył ten wymyślony przez komunistycznego agenta kretyn, dobry wojak Szwejk, stawiany przez niektórych za wzór dla młodzieży: "Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było".
JE Jarosław Gowin zauważył z tej okazji, że coś chyba łączy katastrofę w Smoleńsku, wypadek helikoptera pana Leszka Millera, katastrofę cessny i to pęknięcie opony. Bo ja wiem...
W Smoleńsku pilot działał na zasadzie: "Wprawdzie alarm nakazuje się natychmiast wznosić, wprawdzie ruscy kontrolerzy wrzeszczą, by odchodzić - ale my, Polacy, wiemy lepiej: jakoś to będzie". I pod tym względem jakieś podobieństwo może jest.
W przypadku awarii tego helikoptera pilot zapewne pomyślał, że skoro do tej pory leciał i nawet wylądował, to nie trzeba nic sprawdzać, jakoś tam przecież będzie. Potem zachował zimną krew, wykazał spore umiejętności - więc wszyscy jakoś przeżyli.
Przypadek cessny jest nieco inny. Samolot był wojskowy, pilotowali go wojskowi i lecieli sami wojskowi. Wojskowi to ludzie, których zawodem jest ryzykowanie. Ludzie, którzy powinni lubić ryzyko. A że podejmując ryzykowne działania, czasem się przegrywa - to jest wliczone w cenę wyszkolenia. Wolę mieć wojskowych pilotów, którzy lubią ryzykować - i raz na jakiś czas rozwalą samolot - niż ciapy, które boją się ryzyka i wszystko sprawdzają po trzy razy pod kątem bezpieczeństwa.
Jednak szofer prowadzący prezydencki samochód i pilot prezydenckiego samolotu powinni mieć zupełnie inne cechy. I dlatego znakomity pilot szturmowca, znakomity kierowca rajdowy absolutnie nie są ludźmi, którym powinno się powierzać życie prezydentów!
Jeśli, oczywiście, zależy nam na tym, by przeżyli.
Sprawdź: Tomasz Walczak: Politycy wyklęci, czyli martyrologia PiS