Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Politycy wyklęci, czyli martyrologia PiS

2016-03-07 17:34

Było jasne, że wypadek prezydenta Dudy wzbudzi mnóstwo emocji i komentarzy. Od piątku wielu zastanawia się, jak mogło do niego dojść. Mnożą się wersje i wątpliwości. Zwykły pech czy próba zamachu? Trudno dziś jednoznacznie to ocenić, ale podziwiam tych, którzy nie mają wątpliwości – był zamach.

Polityków PiS z jakiegoś powodu musi bowiem otaczać aura niezwykłości. Nic, co robią jego politycy, nie może być prozaiczne. Wybór Andrzeja Dudy na prezydenta? Zesłanie Ducha Świętego. Wygrana PiS w wyborach parlamentarnych? Triumf sił dobra nad siłami zła. Jarosław Kaczyński? Nie polityk, ale mąż opatrznościowy Polski. Prawo i Sprawiedliwość to na tyle nadprzyrodzone ugrupowanie, że nawet zwykły z pozoru wypadek urasta  do rangi mitotwórczego wydarzenia.

Słychać już ze strony organów propagandowych PiS głosy, że „obóz niepodległościowy” (jak dumnie sam siebie określa) nie w smak jest pewnym siłom, dlatego tak niebezpiecznie jest być przywódcą wywodzącym się z tego towarzystwa. Najpierw Lech Kaczyński ginie z rąk Rosjan, a teraz ktoś czai się na życie Andrzeja Dudy. Niektórzy już wiedzą, że to był albo zamach na jego życie, albo próba nastraszenia go. Przecież firmuje on przebudowę Polski na obraz i podobieństwo PiS, robiąc sobie przy okazji wrogów wśród dotychczasowych władców III RP.

Nie pamiętam, żeby ktoś powoływał się na udział mrocznych sił w wypadku śmigłowca z Leszkiem Millerem na pokładzie czy śmierci całego niemal dowództwa polskiej armii w katastrofie wojskowej CASY. Ale to były inne czasy. Poziom paranoi w życiu publicznym był jednak o kilka stopni niższy, a prawicowi kapłani z mediów niepokornych dopiero czekali na swój czas.

Zresztą dziś PiS trudno będzie przyznać, że nie tylko za rządów PO państwo było dziadowskie. Opierając się na dotychczasowej wiedzy, można zaryzykować stwierdzenie, że piątkowy wypadek prezydenta wywołały pospolite zaniedbania lub prozaiczne przyczyny losowe. Padają sugestie, że pisowski remanent w BOR, powierzenie bezpieczeństwa głowy państwa ludziom bez doświadczenia, mogło mieć wpływ na wydarzenia na A4. Uprzedzając ataki, politycy PiS zrzucają winę za piątkowe wydarzenia na Platformę. Teoretyczne państwo w wykonaniu PiS po prostu łatwiej ukryć za zasłoną spisków, które wrogowie polskiej suwerenności zawiązali przeciwko PiS.

Nie wiem, co ostatecznie ustalą śledczy w sprawie wypadku prezydenckiej limuzyny. Wiem natomiast jedno – niezależnie od jego obiektywnych przyczyn, poziom paranoi w „obozie niepodległościowym” będzie rósł, a nie opadał. Zwykłe rzeczy nie dzieją się przecież z niezwykłymi ludźmi.