Bydlę tym różni się od człowieka, że to jego właściciel podejmuje za nie decyzje. Doi jak chce i kiedy chce, zaprzęga, kiedy chce i karmi, kiedy chce i czym chce.
Natomiast człowiek podejmuje decyzje sam. Płaci jednak za to pewną cenę: gdy podejmie złą decyzję, traci pieniądze, traci zdrowie, czasem umiera. I to on i tylko on jest winny.
Dziś jesteśmy traktowani jak bydlaki. Nasz właściciel deleguje ministra, który mówi, jakie leki wolno nam brać. Nasz właściciel deleguje ministra, który mówi, czego będzie się uczyć nasze dzieci w szkołach.
My możemy co najwyżej ryczeć.
Raz na cztery lata możemy wybrać sobie innego właściciela. Jednak nowy właściciel zachowuje się dokładnie tak samo jak poprzedni. Punkt widzenia zależy przecież od punktu siedzenia.
Poszedłem wczoraj do apteki, by dostać 5-proc. roztwór zwykłej jodyny. Powiedziano mi, że mogę dostać roztwór 3-proc., a 5-proc. to mi mogą, owszem, zrobić, ale na receptę!!
No tak: głupie bydlę, jak dostanie zbyt silny roztwór, to może sobie zrobić krzywdę.
Co prawda znacznie większą krzywdę mogę sobie zrobić 95-procentowym roztworem zwykłego spirytusu - ale kto mówi, że właściciel musi być logiczny?
Natomiast właściciel nie może dopuścić, by się bydlętom w głowach poprzewracało. Jeszcze mogłyby sobie pomyśleć, że właściciele nie są im potrzebni. I wtedy żegnajcie pensje i diety poselskie, żegnajcie darmowe loty samolotami do Brukseli czy do Honolulu!
Nie - do tego ONI nie mogą dopuścić.
Proszę sobie wyobrazić, że sto lat temu człowiek (bo wtedy traktowano nas jak ludzi, a nie jak bydlęta zwane obywatelami) mógł sobie pójść do apteki i kupić, co chciał. Nawet arszenik. Mówił aptekarzowi, że chce wytruć szczury - i aptekarz dawał.
A jeśli otruł nie szczura, lecz męża, to go wieszano. Przecież pisałem: "Gdy człowiek podejmie złą decyzję, traci pieniądze, traci zdrowie, czasem umiera. I to on i tylko on jest winny". Nie jest winny sędzia, prokurator ani kat. Winny jest on i tylko on. Gdy zniknęła kara śmierci, ludzie stali się nieodpowiedzialni. Otrucie męża stało się opłacalne - bo płaciło się za to za mało. Więc trzeba było zabronić im kupować - najpierw arszeniku, potem olfenu, teraz nawet pięcioprocentowej jodyny.
I musimy się zdecydować: czy chcemy, by traktowano nas jak odpowiedzialnych ludzi, czy jak durne bydlęta?
Ale pamiętajmy: jeśli mamy być wolni, to musimy być też odpowiedzialni. Musimy płacić za swoje błędy.
Czy chcemy być wolni?
A jeśli podbechtywana przez właścicieli większość nie chce - to czy ONI mają prawo traktować jak bydlaków tych, którzy tego sobie nie życzą?
Kto IM dał to prawo?