Prof. Janusz Danecki, arabista i islamista: Egipcjanie chcą "tak jak na Zachodzie"

2011-02-04 3:00

W Egipcie ekstremiści raczej do władzy nie dojdą, bo stanowią margines - uważa prof. Janusz Danecki

"Super Express": - Czy rewolucja w Egipcie zakończy się przejęciem władzy przez radykalne ugrupowania muzułmańskie? Polacy będą musieli wybrać inne miejsce na spędzanie urlopów?

Prof. Janusz Danecki: - Z ugrupowań muzułmańskich najsilniejsi są Bracia Muzułmanie, ale nie są aż tak radykalni. Raczej fundamentalistyczni, tradycjonalistyczni. Chcą jakiegoś muzułmańskiego systemu politycznego, prawnego... Mają poparcie i są poważną siłą funkcjonującą nielegalnie bądź półlegalnie od ponad 80 lat. W demokratycznych wyborach, o ile takie będą, nie zdobędą jednak więcej niż 20-25 proc. Ekstremiści raczej do władzy nie dojdą.

Patrz też: Polacy, którzy mieszkają w Kairze: Zostawiliśmy cały majątek i uciekliśmy z Egiptu

- Raczej? Co za ulga...

- Raczej. Bo przecież nigdy niczego nie da się przesądzić. Ale w Egipcie raczej nam to nie grozi. Oni stanowią margines.

- Bracia Muzułmanie są oskarżani o powiązania z terrorystami. Wiele grup terrorystycznych wypączkowało z Bractwa. Ich delegalizacja niekoniecznie była związana tylko z walką Mubaraka z opozycją.

- Zgadza się. Na Zachodzie przeważa strach przed tą organizacją jako rozsadnikiem terroryzmu. Ale oni są tym rozsadnikiem tylko w sensie wypaczeń, czyli organizacji, które już z nich wyszły. Takich jak Hamas, który nie jest zresztą moim zdaniem organizacją terrorystyczną...

- Powiedzmy, że jednak od takich akcji nie stroni...

- Tak, ale to jest temat na inną dyskusję. Z Bractwa wyszły też ewidentnie terrorystyczne grupy, jak ta, która zamordowała prezydenta Sadata. Ale to nie jest już Bractwo! To, co wywodzi się z Braci Muzułmanów może mieć zresztą różny kształt. Tak, jak partia Al Nahda w Tunezji. Oni są bardziej liberalni, prodemokratyczni, na wzór zachodnich demokracji. Oczywiście nie wiemy, w którym kierunku pójdzie Bractwo już w pełni legalne. Wiadomo, że będą antyizraelscy. Ale mają już w parlamencie polityków, którzy weszli z ich poparciem, są z nimi związani. I to nie jest twarz radykalna. Do decydowania o polityce Egiptu Bractwu potrzebna by była też przewaga we władzach, a o to będzie szalenie trudno.

- Protest w znacznej mierze opiera się na ludziach ubogich. Po rewolucji mogą oczekiwać cudownej odmiany. Cudu nie będzie i wyobrażam sobie zwrócenie się w kierunku ekstremistów.

- Oczywiście tamtejsza bieda jest dla Polaków wręcz trudna do wyobrażenia. Co więcej, w wyniku rewolucji Egipt poniósł dodatkowe straty i na pewno dojdzie do dalszego obniżenia poziomu życia. Ale ludzie zdają sobie z tego sprawę! Obserwując protesty, nie odnoszę wrażenia, żeby żądania ekonomiczne były sensem tej rewolucji. Powiedziałbym, że są jej podłożem. Motorem protestu są nie tyle biedni, co przede wszystkim młodzi ludzie. Także ubodzy, ale w dużej mierze wykształceni. Ta samoorganizacja z użyciem Internetu nie wskazuje na zupełne niziny społeczne. I im chodzi nie tyle o biedę, co brak perspektyw. Perspektyw dla ludzi, którzy coś potrafią, ale nie mają gdzie zrealizować swoich ambicji, umiejętności i wiedzy. Ten protest ma usunąć Mubaraka po to, żeby było tak "jak na Zachodzie".

- Pytanie, co to określenie oznacza dla Egipcjan, w których życiu ważną rolę odgrywa islam.

- Myślę, że mimo wszystko oznacza mniej więcej to samo, co dla Europejczyków. Zasadniczą rzeczą jest to, żeby mogli decydować o tym, kto nimi rządzi. Pozbyć się fasadowości.

Przeczytaj koniecznie: Piotr Ibrahim Kalwas: W Polsce rewolta wyglądałaby znacznie gorsza niż w Egipcie

- Bardziej prawdopodobny jest demokratyczny Egipt niż radykalnie muzułmański?

- Tak, gdyż w egipskiej rewolucji nie chodzi o religię. Nie o powrót do wartości muzułmańskich, bo te nie były zagrożone. Wręcz przeciwnie, skok w kierunku europejskiego wzorca demokracji. Oczywiście, będzie to demokracja z lokalną specyfiką. Tak jak swoją specyfikę ma demokracja amerykańska, szwedzka czy polska. Każda jest w jakiś sposób inna.

- Rewolucja w Iranie też miała szerszy wymiar, a skończyła się dyktaturą ajatollahów. Oni też mają wybory...

- Tego nie można porównać. W Iranie duchowieństwo mocno sprzeciwiło się władcy i wzywało do oporu, a nie tylko go poparło. Szach Reza Pahlavi napotkał na sprzeciw uczonych muzułmańskich, duchowieństwa, które występuje tylko w szyizmie - a więc w Iranie i częściowo w Iraku. Oni jeszcze przed rewolucją podkreślali, że po przewrocie władzę powinien sprawować uczony muzułmański, bo tylko on ma odpowiednią wiedzę. W Egipcie ajatollahów nie ma.

- W Iranie byli przygotowani na przejęcie władzy, mieli wizję i propozycję dla ludzi. W Egipcie mówi się, że siły są dwie: armia i Bracia Muzułmanie.

- Nie jestem pewien. Armia to jednak Mubarak. Wywodzi się z niej, współtworzył ją. Armia nie jest więc opozycją wobec niego, choć rzeczywiście nie jest też opozycją wobec protestującego społeczeństwa. Dzieje się tak jednak za zgodą Mubaraka. To on zdecydował, że wojsko ma stać i pilnować, żeby nie doszło do anarchii, ale nie będzie walczyć z tłumem. W tym sensie oceniam więc Mubaraka mimo wszystko pozytywnie. Czy armia poszłaby krok dalej i stanęła po stronie protestujących? Nie wiem. Mubarak zabezpieczył się na wszystkie strony. Sukces tego dialogu w dużej mierze zależy od prezydenta. I wygląda na to, że chce tej demokratyzacji, chce doprowadzić dialog do końca.

- Mubarak obiecał, że za pół roku ustąpi. Odda władzę?

- Na pewno pozostawienie jej w rękach armii byłoby niewystarczające. Muszą ją przejąć jakieś koalicyjne władze, w których skład wejdą też przedstawiciele opozycji. Taki rząd musi zacząć pracować nad konstytucją. Mubarak zwrócił się już do parlamentu o zmiany, które nie pozwolą mu ponownie kandydować na prezydenta. Ma to uspokoić sytuację. Działa więc powoli, ale rozsądnie. Gra przecież także na arenie międzynarodowej i jego kroki są też reakcją na opinie płynące z zagranicy. Na szczęście ani Europejczycy, ani Amerykanie na razie nie wtrącają się w wewnętrzną sytuację w Egipcie. Zachowują się racjonalnie. W Chinach też chcieliby przecież swobód demokratycznych, ale ich wezwania do walki z partią komunistyczną byłyby nieporozumieniem.

Prof. Janusz Danecki

Arabista i islamista, wykładowca SWPS i UW