"Super Express": - Przy okazji obchodów Marca '68 można było obserwować pewien dysonans pomiędzy premierem Mateuszem Morawieckim a prezydentem Andrzejem Dudą. Premier stwierdził, że nie mamy za co przepraszać społeczności żydowskiej, podczas gdy prezydent stwierdził inaczej. Kto miał rację?
Prof. Jan Żaryn: - Wbrew pozorom obaj politycy mają rację. Jako autor senackiego projektu uchwały marcowej zaproponowałem przeprosiny. Uznałem, że należy wyjść naprzeciw stronie żydowskiej. Moja motywacja rozbijała się o to, że należy rozumieć kontekst wspomnianych przeprosin.
- W jakim sensie?
- W 1968 r. władza komunistyczna, która kolaborowała z Moskwą, składała się z Polaków. Ci ludzie podjęli się propagandowej akcji antyżydowskiej, która miała na celu pozbycie się osób pochodzenia żydowskiego z ważnych stanowisk w administracji państwowej. To była totalnie niepolska decyzja. W tamtym okresie Polacy byli zwolennikami przyjmowania do kraju ludzi pochodzenia żydowskiego. Nie można karać Polaków za to, że Moskwa zrobiła nam gwałt na prawach do niepodległości!
- Zagraniczne media dość mocno skrytykowały wypowiedź polskiego premiera. To może być kolejna rzecz, którą wykorzysta się do pogarszania naszego wizerunku na arenie międzynarodowej, choćby w stosunkach z Izraelem?
- Myślę, że zagranicznym mediom należy przekazać krótki komunikat, dlaczego mamy powód zarówno nie przeprosić, jak i przeprosić. Nie mamy powodu przepraszać, bo to nie Polacy podejmowali pewne decyzje. Robili to za nas bolszewicy, którzy zarządzali wówczas PRL. Z drugiej strony trzeba jednak przeprosić. Bo wśród przeprowadzających tę antyżydowską akcję byli też niestety Polacy.
- To w końcu przepraszać czy nie?
- Przepraszanie ma swoją konsekwencję. Chciałbym zwrócić jednak uwagę drugiej strony na to, że warto czasem przejrzeć się w lustrze przeszłości. Mam tu na myśli stronę żydowską.