"Super Express": - Okazuje się, że rząd może nieco po cichu wycofać się z pomysłu likwidacji gimnazjów. Już nie mówi o tym otwarcie, już są pomysły, by tylko modyfikować, a nie likwidować... Pan zawsze bronił gimnazjów.
Jan Wróbel: - W obronie rządu powiedziałbym, że rząd nie tyle po cichu się wycofuje, co poszerza pole dialogu i paletę możliwych decyzji. To mnie cieszy. Jestem może w mniejszości nauczycieli i raczej dobrze oceniam władze oświatowe w ostatnich latach, ale cechą Ministerstwa Edukacji nigdy nie była chęć do rozmowy i wysłuchania opinii.
- Dlaczego rząd miałby zmienić zdanie, skoro te gimnazja były aż tak złe?
- Przywilejem każdej opozycji jest brak znajomości szczegółów. Łatwiej siąść przy stole i nakreślić idealny obraz szkolnictwa, niż wprowadzać to w życie. Wbrew naszej tradycji hejtu nie oceniam jednak źle tamtych postulatów likwidacji gimnazjów. Wynikało to ze szczerego przekonania, że trzeba coś zrobić z plagą zbyt szybkiej inicjacji alkoholowej, tytoniowej czy seksualnej. I to prawda, coś trzeba. Po dojściu do władzy widać jednak, co można zrobić naprawdę, a nie w teorii.
- Podobno na decyzję rządu mogły wpłynąć gimnazja katolickie, które mają dobre wyniki i Kościół nie chce ich likwidacji. To naprawdę taka siła?
- Jeździłem po Polsce i w środowiskach szkolnych katolickich akurat otwarcie mówiono, że nie wierzą w likwidację gimnazjów. Wiele z nich jest założonych przez wspólnoty klasztorne i stowarzyszenia katolickie. I ta wspólnota ma możliwości nacisku, co wcale mnie nie martwi. Czasami słychać jednak pogłoski o pomyśle dzielenia szkół niepublicznych na takie mniej i bardziej chronione przez państwo. Od tego na miejscu MEN trzymałbym się daleko. Całe szkolnictwo powinno być traktowane tak samo. Bez preferencji.
- Pojawił się pomysł, żeby przekształcić system w 4 lata podstawówki, 4 lata gimnazjum i 4 lata liceum.
- Nie bałbym się mieszać w tym systemie, bo odbiorcami oświaty są dzieci i młodzież. I komfort władz oświatowych lub nauczycieli jest tu najmniej ważną rzeczą. Merytorycznie wiele gimnazjów dało sobie radę, ale wiele też nie dało. I każda reforma, która będzie takim zabiegiem administracyjnym, musi utrzymać dorobek tych, którym się udało. W tym sensie taki mieszany projekt byłby lepszy niż likwidacja.
Zobacz: Szefowa MEN zapowiada zmiany: Likwidujemy gimnazja! Do szkoły siedmiolatki!